Home

  • I znów metryczka…

    Dziś przychodzę z kolejnym priorytetem. Tym razem metryczka. Na szczęście nie jest aż taka pilna, bo dziecię ma przyjść na świat dopiero w połowie maja.

    Ja jednak chciałam zrobi ją już teraz bo potem może być różnie. Teraz mam dużo czasu a potem mogę np iść do pracy, albo nawet dziecię może urodzić się wcześniej.
    Z nowym tygodniem zaczęłam więc nowy hafcik:
    Niestety w tym tygodniu moje dziecię domagało sie wyjątkowo dużo uwagi i raz za razem musiałam robótkę odkładać.
    Tyle miałam w środę, gdy pokazywałam moje postępy na Hafciarni:
    A to już zdjęcia dzisiejsze. Jedno zrobione gdzieś w okolicach popołudniowych:
    I drugie, zrobione w czasie, gdy tata zajmował się usypianiem naszego „żywego sreberka”:
    Ja się już pewnie domyśliliście będzie dziewczynka 🙂
    W takim stanie metryczka ląduje w koszyczku z haftami. Nie skończona, ale trudno – tydzień to tydzień. Do skończenia została cała misiowa głowa i kontury, które są niemal wszędzie. Teraz to już nie jest niestety kwestia 2 dni (dziecko mi nie pozwoli), więc wrócę do niej za 3 tygodnie.
    Karolina, Małgorzata Zoltek – niestety krosno kupione jest z drugiej ręki, więc reklamacja nie wchodzi w grę. Mam wrażenie że ta pani właśnie dlatego je sprzedała… No cóż, na szczęście nie zapłaciłam za nie jakiejś kolosalnej kwoty i mogę ją przeboleć. Może kiedyś, kiedyś zdecyduję sie na zakup w jakimś renomowanym punkcie, zobaczymy.
    Jadwiga Król – ja sobie bez tamborka nie wyobrażam haftowania, a wiem co mówię, bo próbowałam 😉
    magdus208 – na szczęście Tęczowa to jeszcze nie kolos 😉
    Dziękuję wszystkim za przemiłe komentarze. Róża uzależnia, to fakt. Ciężko się od niej oderwać.
    Mam nadzieję, że mój kolejny haft też będzie taki wciągający 😉
    Pozdrawiam
  • Tydzień z Tęczową Różą

    W październiku ubiegłego roku zaczęłam haftować moja Tęczową Różę. Pisałam o tym w TYM poście. Przy okazji chwaliłam się też zakupem krosna i dzieliłam wątpliwościami na temat jego użytkowania i problemów technicznych.

    W zeszłą niedzielę wróciłam do mojej Róży, która wisiała cały czas na krośnie zostawiona w takim stanie:
    Po dwóch dniach pracy miałam tyle:
    Same róże i czerwienie….
    Trzeciego i czwartego dnia postawiłam na żółty:
    Kolejnego dnia znów wróciłam do czerwieni i Róży zaczęło przybywać trochę w górę.
    W sobotę przez cały dzień nie miałam zbytnio czasu na krzyżyki. Jedynie wieczorem trochę przysiadłam, ale… tutaj muszę się przyznać, że się poddałam jeśli chodzi o krosno…
    Nie dość, że cały czas było rozchwiane jak wierzba na wietrze i co chwilę musiałam dokręcać śrubki to jeszcze dół kanwy ciągle popuszczał i obszar haftowania robił się wiotki. Nie pomogło obrócenie ramy w drugą stronę (góra na dół) ani przytrzymanie kanwy otuliną z PCV…
    Nie pomagało też dziecko, które ciągle przychodziło a to się przytulic, a to dać buzi, a to z inną sprawą i krosno ciągle musiałam odstawiać…
    Przeprosiłam się z tamborkiem i Tęczowa wylądowała w obręczy…
    Dziś jest ten dzień, w którym miała być zmiana na inny lub nowy hafcik, ale zawirowania rodzinno-towarzyskie na to nie pozwoliły. Nie chciałam jednak w wolnym czasie siedzieć bezczynnie więc pracowałam nadal nad Tęczową, która obecnie wygląda tak:
    Przepraszam za jakość zdjęcia, ale moje oświetlenie nie pozwala zrobić innego, a post o Róży zaplanowałam koniecznie na dziś 🙂
    Przyznam się, że ona jest uzależniająca, trudno sie od niej oderwać i myślę, że ciężko mi będzie przestawić się na inny haft. Do tego jutro mamy dzień „lekarski” (i ja i mąż), odwiedza nas najstarsza córka, syn rozpoczyna ferie i nie wiem czy znajdę czas na nowy haft….
    Katarzyna G – mieszkam w Holandii i zamawiam muliny w tubylczych sklepach internetowych za w miarę rozsądną cenę. Jeszcze nie czekałam dłużej niż 3 dni robocze….
    Agnieszka Dobek – no właśnie, Róża wyszywa się rewelacyjnie i ciężko się od niej oderwać, ale system to system, czas na kolejny hafcik 😉
    Irena – jakie pozostałe dwa masz na myśli?
    Krzyżykowe szaleństwa – ja też, moje Irysy już od jakiegoś czasu cieszą me oko na ścianie w salonie.
    Agnieszka Wardzińska – ja się tego kłosa bałam od samego początku, a tam jest ich kilka. Ale warto sie pomęczyć 😉
    Dziękuję Wam wszystkim za przemiłe komentarze. Jeśli ktoś się waha czy wyhaftować sobie takie słoneczniki to ja mówię TAK – WARTO!!! Wiec kanwa w dłoń i do dzieła 😉
    Pozdrawiam serdecznie
  • Słonecznikowy tydzień

    W zeszłą niedzielę wróciłam do moich Słoneczników. Mam wprawdzie jeszcze kilka priorytetów, ale postanowiłam opracować sobie jakiś system haftowania. Taki, żebym mogła haftować swoje bieżące projekty, a przy okazji znaleźć czas na priorytety i jakieś nagłe/pilne robótki.
    Postanowiłam na każdą pracę przeznaczyć tydzień. Od niedzieli do soboty. W każdą kolejną niedzielę zmiana hafciarskiego tematu. 
    Tak więc dziś czas na moje tygodniowe postępy w Słonecznikach.
    Ostatnio wyglądały tak:

    Zaczęłam coś, czego się najbardziej obawiałam, czyli kłos jakby trawy ozdobnej i dostałam oczopląsów. Nie dałam się jednak i owy kłos skończyłam. Nie jestem z niego do końca zadowolona, ale cóż, pruć nie będę. Tyle miałam we wtorek wieczorem:


    Oczywiście okazało się że jak zwykle zabrakło muliny na tło i jeszcze we wtorek wieczorem zamówiłam od razu 10szt.
    Żeby nie siedzieć bezczynnie haftowałam listki i w środę wieczorem na „Hafciarni” mogłam już pokazać efekty:

    W piątek rano listonosz przyniósł zamówioną mulinę i robota ruszyła z kopyta.
    Jako że moje najmłodsze dziecko ostatnimi czasy bardzo lubi mi przeszkadzać, to ja przenoszę się na tryb nocny i zdarza mi się haftować do 1-2 w nocy. A efekt sfotografowałam dziś rano:

    To tyle. Dziś niedziela, więc zmiana haftu. Teraz będzie czas na Tęczową Różę. jestem bardzo ciekawa ile mi jej przybędzie przez ten tydzień 😉

    Bardzo Wam serdecznie dziękuje za wszystkie przemiłe komentarze pod ostatnim postem. Tempo było ekspresowe, bo to praca na zamówienie i nie chciałam przeciągać i robić na ostatnią chwilę. Tym bardziej ze im bliżej końca tym więcej problemow, pomyłek i splątanych nici.
    Ale warto było 😉

    Pozdrawiam

  • Logo skończone

    Chciałam się raz w tygodniu chwalić postępami w haftowaniu logo Wisły Kraków, ale jakoś mi z blogiem było nie po drodze. I tak od ostatniego postu minęły prawie dwa tygodnie, a ja nic – cisza.
    Dzisiaj to nadrobię – obiecuję.
    Jako że zabrakło mi czerwonego kolor postanowiłam nie próżnować, tylko haftować to, co się da. Dało się haftować tło i obwódkę tarczy:

    Gdy poczta dostarczyła muliny ostro zabrałam się do pracy i w zeszłą niedzielę wieczorem logo wyglądało już tak:

     We wtorek byłam już prawie na wysokości liter:

    W piątek rano się zawzięłam. Powiedziałam sobie, że MUSZĘ to skończyć i w  sobotę dostarczyć do zamawiającej. I udało się. Siedziałam w nocy z piątku na sobotę do 4.00 nad ranem i logo skończyłam 🙂
    Tu zdjęcie jeszcze przed praniem:

    Nie bardzo jestem zadowolona z liter, ale w tym logo litery są jakby po okręgu, a krzyżyki niestety są kwadratowe… Kilka razy poprawiałam poszczególne litery, ale niestety efekt mnie nadal nie zadowala.
    Kolejna fotka już po praniu, prasowaniu i oprawieniu:

     I ostatnie foto na ścianie. Wprawdzie to moja ściana, ale gdzieś musiałam to porządnie sfotografować.

    Z tym porządnym fotografowaniem to różnie u mnie bywa, bo wieczorami zbyt ciemno, w dzień bywa różnie, a po oprawieniu zbyt dużo refleksów i odbić. Ale fotka jest.
    I w tym miejscu będę nieskromna, ale muszę napisać, że zamawiająca była zachwycona z efektu.
    Za to mnie po nocnym maratonie łapki bolą od igły i tamborka i dziś już żadnego nowego ani starego hafciku w ręku nie miałam. Może jutro 😉

    kal32 – u mnie to idzie zasadą domina – jeden wyzdrowieje, drugi zachoruje 😉
    bluebru nete – tak, korzystałam z darmowego programu Stitch Art Easy 4.0. Może nie jest to profesjonalny program, ale jestem z niego zadowolona

    Dziękuję Wam wszystkim za życzenia zdrowia i za każdy pozostawiony komentarz.
    Pozdrawiam

  • Zamówienie na prezent

    Piszę tego posta od soboty i napisać go nie umiem…. W sobotę wieczorem niemoc taka we mnie wstąpiła, że nie umiałam sklecić żadnego sensownego zdania. Pozaglądałam tylko na Wasze blogi, posiedziałam na FB i poszłam spać. A w niedzielę miałam Piżama Day – z trudem wstałam o 9.30, zjadłam śniadanie, pokręciłam się po kuchni i z aspiryną w ręku powędrowałam do łóżka. Nie miałam siły na nic. 

    Pod wieczór poczułam się lepiej, ale i tak nie postawiłam ani jednego krzyżyka.
    No to tyle o mnie, czas wracać do krzyżyków 😉
    Jakieś półtora tygodnia temu koleżanka zapytała mnie, czy mogłaby u mnie zamówić haftowane logo klubu piłkarskiego Wisła Kraków. Musiałam najpierw sprawdzić, jak bardzo skomplikowane jest to logo, ile ma kolorów itp. Ustaliłyśmy termin oraz cenę i mogłam zabrać się do pracy. 
    Oczywiście najpierw musiałam skończyć metryczkę, którą chwaliłam się TUTAJ
    Po opracowaniu wzoru i dobraniu kolorów tydzień temu w niedzielę zaczęłam haft. Po dwóch dniach miałam tyle:
    Po kolejnych dwóch znów przybyło:
    A to fotka z soboty:
    Dziś okazało się, że czerwony kolor „wyszedł” więc szybciutko zamówiłam przez internet i teraz czekam. 
    Nie czekam jednak bezczynnie, coś tam się haftuje. Nie mam jednak najnowszego zdjęcia, bo musiałabym zdejmować tamborek. Zrobię to jutro i przy okazji zrobię fotkę.
    Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Fakt, przeżyłam horror ale szczęśliwa jestem, że wszystko dobrze się skończyło.
    Jadwiga Król – zawsze prałam swoje hafty w pralce, nawet jak haftowałam Ariadną czy inną muliną niewiadomego pochodzenia. Nigdy jeszcze nie miałam takiego problemu. Do tego od lat prasuję swoją robótkę na mokro gorącym żelazkiem zarówno po lewej jak i po prawej stronie. Każdy robi jak uważa.
    Karolina – no własnie żadnego wybielacza pod ręką nie miałam i tak mnie natchnęło na tę sodę oczyszczoną. W zasadzie to nie wiem nawet czy to faktycznie ona pomogła 😉
    Szarlotka – fajny ten twój błąd, uśmiałam się 🙂
    Weronika Mieczkowska – witaj w klubie 😀
    Pozdrawiam wszystkich
  • Pamiątka ślubna skończona

    Pamiętacie moje zmagania ze ślubną pamiątką dla mojego brata? Ostatnio pokazywałam ją w TYM poście i wtedy wyglądała tak:

    Po kilku dniach te dwie postacie wreszcie pokazały twarze:

    Wciąż brakowało mi jednego koloru więc zaczęłam eksperymenty z datą:

    Niestety nie byłam zadowolona z efektu i szukałam innego rozwiązania – innego alfabetu, innych cyfr oraz innego koloru. Generalnie przestałam się już wtedy spieszyć, bo wiedziałam że się niestety nie wyrobię. Było już za późno posyłać nieoprawiony do Polski, bo ramiarz i tak by go nie zdążył oprawić. Gdybym go jednak zrobiła i oprawiła w gotową kupną ramkę to i tak nie miał mi go kto zawieźć do PL… Ostatni możliwy „kurier” czyli znajomy znajomego wyjeżdżał do Polski w niedzielę 20 grudnia, a ja skończyłam haftować dokładnie dzień później – 21 grudnia, dokładnie w dniu urodzin mojego brata…

    Po postawieniu ostatniego krzyżyka zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam metryczkę do prania…
    Gdy ją wyjęłam z pralki ze wszystkim praniem przeżyłam horror – pamiątka była różowa…. 😦
    Chciało mi się płakać – wszystkie białe, szare i żółte kolory przestały istnieć, wszystko było idealnie brudno różowe… Przejrzałam pranie – wśród ubrań nie było nic, co mogło by zafarbować, za to kilka sztuk odzieży także lekko zmieniło zabarwienie… Włączyłam pralkę raz jeszcze. Nie pomogło. Wkurzyłam się i do następnego prania wsypałam cała torebkę sody oczyszczonej…. Wybielało, ale nie na tyle, żebym była zadowolona, więc kanwa zaliczyła kolejne pranie w sodzie oczyszczonej. Było mi już wszystko jedno czy kanwa się wybieli czy rozejdzie w drobne nitki….
    Na szczęście paskudny brudno różowy kolor zszedł całkowicie bez szkody dla materiału i muliny. Ochłonęłam i wyprasowałam:

    Po zmaganiach z praniem i wybielaniem tak sie zastanawiam, czy mogła zafarbować jedna z użytych mulin, np fioletowa? Zawsze piorę swoje robótki w pralce, niemal zawsze w 60 stopniach. Nigdy nie miałam takiego problemu. Tę wyprałam w 30 stopniach i taka wtopa 😦
    Dobrze, że tak się to skończyło…
    Teraz mam dylemat czy zapakować w bąbelkową kopertę i wysłać mamie do Polski, żeby go dała do ramiarza, a potem w naszym imieniu wręczyła młodym – będę miała wtedy fachowo oprawione – czy może w tubylczych sklepach szukać czegoś pasującego i zawieźć dopiero w maju/czerwcu przy okazji chrzcin…
    Sama nie wiem…. 
    Dziękuję za wszystkie komentarze pozostawione pod poprzednim postem. 
    Pozdrawiam
  • Priorytet nr 2 – Metryczka

    W ostatnim poście pisałam, że zaczynam metryczkę dla opiekunki z przedszkola mojej córki, która 6 grudnia urodziła dziewczynkę.
    Pisałam też że mam miesiąc czasu (do powrotu owej pani z macierzyńskiego) i będę się chwalić postępami.
    Właśnie dziś jest na to czas 🙂
    Po pierwszym dniu miałam tyle:

    Drugiego dnia wieczorem miałam już zarys jednej misiowej łapki:

    Do piątku zdążyłam „powiesić” już całe pranie:

    Sobota i niedziela upłynęły pod znakiem Myszki i napisów:

    Dziś kanwa powędrowała do prania i prasowania. W środę wybieram się po ramkę to Wam pokażę już gotowe – wyprane, wyprasowane i oprawione.
    Wzorek jest dość prosty i nawet szybko się go haftuje. Do tego na początku tygodnia mieliśmy problemy z modemem internetowym (do dziś nie działa stabilnie a nowy wciąż „idzie” pocztą – chyba pieszo).
    Z powodu braku internetu i dostępu do FB musiałam zająć ręce haftem i oto efekt. Zawsze to jakiś plus 😉

    Jeśli chodzi o komentarze pod poprzednim postem to powiem tak:
    – po pierwsze – ufff, ulżyło mi że nie uznałyście mnie za kogoś kto eksploatuje jeden wzór do granic możliwości… Ten wzór jest wprost stworzony jako prezent na nowe mieszkanie, a na dodatek niemal robi sie sam, naprawdę. Wystarczy kilka spokojnych chwil i ta-dam gotowy.
    – po drugie – cieszę się, ze nie tylko ja zakochałam się w tym wzorku. Myślę że kiedyś znajdę czas, by wyhaftować go do własnego domu 🙂
    – po trzecie – nie, nie mam żadnego ekspresu w rękach ani innego turbodoładowania. Jedynym plusem jest to, że nie pracuję. Mam za to dziecko, które non stop absorbuje swoją osobą – a to klocki (mamo, buduj ze mną), a to lalki (mamo, pomóż ubrać sukienkę), a to kolorowanki (mamo, rysuj ze mną). Korzystam niemal z każdej chwili – nawet najmniejszej – gdy mała zajmuje się sama sobą i chwytam za haft. Choćby krzyżyk, choćby dwa, a może zdążę i trzy… A najlepiej mi się haftuje gdy wszyscy słodko już śpią… Ostatnimi czasy nie umiem zasnąć (to chyba też z powodu tarczycy) więc siedzę do 2.00 w nocy i dłubię 😉

    Pozdrawiam serdecznie

  • Priorytet nr 1 – prezent dla koleżanki

    Kilka postów wcześniej pisałam, że nie robię żadnych hafciarskich planów, bo przeważnie potem nic mi z tego planowania nie wychodzi. Przez dwa ostatnie lata brałam udział oraz organizowałam zabawy SAL-owe i wiem jak ciężko czasem jest dotrzymać terminu takiej zabawy. Dlatego w tym roku postanowiłam iść na żywioł i robić to, co już mam zaczęte. Doskonale wiem, że okazja na niespodziewane hafty często nadarza się sama i to bardzo niespodziewanie.
    Niedawno trafił się właśnie taki niespodziewany hafcik.
    Dostaliśmy zaproszenie na kawę do koleżanki. Mieliśmy do niej na nowe mieszkanie jechać już dawno, ale zawsze coś stało na przeszkodzie – remonty, choroby, wyjazdy.
    Wreszcie w zeszłą niedzielę uzgodniliśmy datę spotkania na dzień dzisiejszy.
    Powstał problem prezentu, bo przecież nie pojedziemy z pustymi rękami. Dylemat – kupić czy zrobić został przesądzony na korzyść „zrobić” i jeszcze w sobotę ruszyła hafciarska machina – poszukać wzór, przygotować kanwę, dobrać mulinę. Po 15 minutach wiedziałam już jaki hafcik powstanie…
    Domyślacie się? Pewnie tak, przecież to już niemal mój haft sztandarowy 😉

    Po pierwsze jestem zakochana w tym wzorze, a po drugie miałam tylko tydzień, a ten wzór niemal sam się robi 🙂
    Tu pierwsze krzyżyki postawione w poniedziałek:

    Oczywiście mając w domu dziecko nie siedzę niestety kołkiem z robótką w ręku. Ale w piątek miałam  już niemal całość – brakowało ostatniej literki, kawałka zielonego ornamentu i kilku kresek złotą nitką. Miałam nadzieję skończyć do w nocy, ale niestety mieliśmy awarię prądu i zostałam zmuszona do pójścia spać 🙂
    Dlatego obrazek kończyłam w sobotnie popołudnie a potem zaraz pranie i prasowanie:

    Dziś rano ramka:

    Na koniec papier pakowy i w drogę.
    Koleżanka była zachwycona i natychmiast powiesiła obrazek na ścianie, a ja puchłam z dumy…
    Niestety w tubylczych (Holandia) sklepach wybór ramek jest bardzo ograniczony. Wiem, że napis wyglądałby lepiej, gdyby miał więcej przestrzeni. Niestety skazana jestem na to, co znajdę w sklepach… Ramka do zdjęć (jak pisze na metce) jest niestety „Made in China”…

    Jutro zaczynam priorytet nr 2 – metryczka dla pani z przedszkola córki. Tutaj mam więcej czasu, bo miesiąc i nie muszę się ukrywać z postępami 😉

    Dziękuję Wam za zachwyty nad Słonecznikami. Powiem, że super się je haftuje.
    Ewelina L. – niestety, teraz będzie czas na kilka priorytetów 😉
    Anek73 – zaczynaj, nie zwlekaj. Co tam jeden UFO-k więcej 😉
    Jadwiga Król – też mam taką nadzieję 😉
    Agata B., Katarzyna G – to tak tylko wygląda, ale choć tło monotonne to dość szybko się je robi

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie 🙂

  • Słoneczniki

    W wigilijny wieczór 2014 roku zaczęłam haftować moje Słoneczniki. Pisałam o tym TUTAJ. Po 10 miesiącach pracy (z przerwami oczywiście), czyli w październiku 2015 roku moje Słoneczniki wyglądały tak:

    Liście i łodygi wystrzeliły w górę i jak zwykle zabrakło nici na tło. Na takim etapie kanwa przeleżała aż do świąt Bożego Narodzenia, bo pojawiły się inne priorytety. Musiałam wyhaftować pamiątkę ślubną (o której innym razem) oraz ukończyć dwie SAL-owe zabawy.
    Wreszcie w okresie świąteczno-noworocznym Słoneczniki wróciły do łask i przybył spory kawałek tła. Tak wyglądają teraz:

    A tu zbliżenie na ten „kawałek” który przybył:

    Mam jeszcze jeden motek muliny na tło i bardzo chętnie haftowałabym dalej, ale… no właśnie. Znów całkiem niespodziewanie pojawił się priorytet, na który mam zaledwie kilka dni. To oczywiście na prezent.
    Ale to Wam już pokażę jak będzie gotowy i wręczony 😉

    Dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze.
    Renata – odpisałam ci na Twoim blogu
    Alchemia handmade – dzięki za ciepłe słowa. Cieszę się że jestem dla kogoś inspiracją. W tej chwili nie pracuję więc mam więcej czasu na hafty, ale i tak dziecko zajmuje niemal cały mój czas. Powiem tylko tyle, że robótkę mam zawsze pod ręką i potrafię po nią sięgnąć nawet podczas niespodziewanych wolnych 5 minut 😉
    EniToJa – mam podobnie
    Jadwiga Król – ja też nie lubię planować, bo zauważyłam ze jak coś zaplanuję to na pewno coś stanie na przeszkodzie w realizacji. Jedynie przy terminowych zabawach SAL-owych staram się trzymać terminu
    Wszystkim, którzy składali życzenia bardzo serdecznie dziękuję i życzę, by i wam one się spełnily.
    Pozdrawiam serdecznie

  • Planów nie robię….

    Koniec roku przeważnie nastraja do przemyśleń, podsumowań ale też i do snucia nowych planów na przyszłość. Niemal na każdym ulubionym blogu znalazłam właśnie taki post – podsumowanie 2015 i plany na 2016.
    Ja jakoś nie lubię podsumowań. Zawsze obawiam się że bilans mógłby wyjść na minus. Również ten hafciarski. Cieszę się jednak, że udało mi się ukończyć niemal wszystkie rozpoczęte terminowe zabawy hafciarskie.
    – SAL Cytrusowo-Warzywny:

    – SAL Herbs&Spices:
    – SAL Choineczka:
    – SAL „Cztery Pory Roku” (tutaj zawaliłam z ostatnim terminem, ale SAL ukończyłam)
    – SAL „Kwiaty przez cały rok”:
    „Niemal wszystkie”, bo z musiałam zrezygnować z Wyzwania U Hanulka. Nie zaczęłam też (i już nie zacznę) haftować domku z SAL-u „Chata za miastem”. Obraz piękny, niestety schemat już mniej „realny”. Postawiłam dosłownie kilka krzyżyków, obejrzałam kilka odsłon na innych blogach i stwierdziłam że to nie to. Z tego co wiem to bardzo dużo osób zrezygnowało. Ja czekałam na kolejne odsłony pracy samej organizatorki i niestety się nie doczekałam…
    Odpuściłam tez Tygrysa na czarnej kanwie, który miał być dla najstarszej córki. Zaczynałam dwa razy i nie dałam rady. Może jeszcze kiedyś do niego wrócę, kto wie… 
    Innych prac które zrobiłam w przeciągu minionego roku nie będę tutaj pokazywać. Kto chętny niech przejrzy bloga, nie było tego zbyt dużo.
    Jeśli chodzi o plany na rok 2016 to powiem tyle, że ja osobiście nie robię żadnych planów ani postanowień (nieważne czy to hafciarskich czy jakichkolwiek). Życie jest tak skonstruowane że wszystko zmienić sie może niemal z dnia na dzień – ba, z godziny na godzinę. Kilkakrotnie miałam tego przykłady w minionym roku. Dlatego postanowiłam nic specjalnie hafciarsko nie planować, natomiast chcę skończyć to co już zaczęłam. 
    I tak na 100% będę kończyć moje słoneczniki, które poszły w odstawkę pod koniec października, a zanim je odłożyłam to wyglądały tak:
    W ostatnich dniach przybyło troszkę tła.
    Na 100% będę też haftować Tęczową Różę, która „wisi” na krośnie na takim etapie:
    Krosna dopiero się uczę, więc i wolniej mi idzie. Na dodatek koniec roku obfitował w życiowo-hafciarskie pilne wydarzenia i róża też poszła w odstawkę.
    Kolejny projekt, który na 100% powstanie to Okno z Widokiem. Tutaj jestem na etapie wydruku i kompletowania mulin. Niemniej obraz ten powstanie prędzej czy później. Chciałabym go haftować na zmianę ze Słonecznikami i Tęczową Różą, ale nie wiem jeszcze jak to wyjdzie organizacyjnie, jak poradzę sobie z nadmiarem takiej ilości kanwy. 
    Z takich niezbyt sprecyzowanych hafcików to wiem że na 100% powstaną dwie metryczki dla dziewczynek oraz jedna pamiątka ślubna. Oprócz tego muszę zrobić coś dla córci, która najprawdopodobniej w czerwcu pożegna się z przedszkolem. Myślę nad jakimś haftem, ale nie wiem czy będzie to coś większego czy raczej kilka mniejszych obrazków dla opiekunek. Szukam inspiracji 😉
    Może w ciągu roku znajdę fajny SAL czy inną zabawę, może znajdzie się ktoś chętny na jakiś obrazek, może ja znajdę okazję by komuś coś w prezencie… Tego nie wiem – zobaczymy. Nic nie planuję na sztywno.
    Innych planów nie robię. Owszem, mam dość sporo wzorów na twardym dysku, ale są to hafty na bliżej nieokreśloną przyszłość. „Kiedyś” przyjdzie na nie czas.
    Bardzo dziękuję Wszystkim za życzenia noworoczne pozostawione pod poprzednim postem.
    Pozdrawiam