-
Sweter "Makowa Panienka"
Generalnie, to teraz miał się ukazać post o tym, jak się robi remonty w dobie koronawirusa. Ale doszłam do wniosku, że NO WAY – nie będę was zanudzać problemami pod tytułem „zamknęli mi sklepy i wszystko muszę kupować online”. Powiem tylko, że remont kosztował mnie sporo nerwów, a jego końca niestety nie widać…
Ogarnęliśmy wprawdzie pokój córki, w sensie nowe tapety („mamo, a nie było tapety z różowymi kwiatkami” – ano nie było…), nowe panele na podłodze i nowe (w sensie używane, jak nowe) łóżko piętrowe Ikea Smastad z szafą i biurkiem.
Pokój syna ogarnęliśmy w połowie, bo skończyło się tylko na panelach. Resztę PODOBNO syn zrobi we własnym zakresie – czytaj za własne pieniądze, bo jak zaczął wymyślać tapety i biurka to głowa boli.
Całkiem odłogiem leży nasza sypialnia, bo choć panele sa kupione to mężowi zachciało się burzyć wnękę i kupić nową, większą szafę. Oczywiście nie wspomnę już od nowych tapetach… I w tym momencie skończyła się kasa, ale nie skończyły się pomysły.
Chwilowo więc remontów koniec.
Ale jak już ogarnęłam chałupę po tych remontach co doszły do skutku czas było skończyć moje drutowe arcydzieło. I tak mój pierwszy w życiu własny zszywany sweter najpierw doczekał się blokowania:
Sweter niby wyprany w specjalnym płynie do prania wełny a tu nagle jakieś palmy wychodzą. Na dodatek wydaje mi się, że jeden bok zrobiony jest z innego odcienia włóczki! A przecież całą włóczkę potrzebną do tego swetra kupowałam w 1 sklepie i w 1 zamówieniu!. Pocieszałam się tym, że sweter mokry i że jakieś plamy tudzież dziwne cienie wyszły z wody, a jak wyschnie to będzie wszystko ok.
Sweterek „wisiał” tak sobie ze 3 czy 4 dni. A potem w końcu doczekał się zszywania, przymiarki i sesji zdjęciowej:Nie patrzcie proszę na tło zdjęcia. To jest jedyne miejsce w którym zdjęcia w miarę dobrze wychodzą. Nie ma mebli, tylko drzwi i tapeta…
I jeszcze zbliżenie na wzór:
Dumna jestem z siebie, choć muszę przyznać, że zdaję sobie sprawę z niedoskonałości mojego arcydzieła. Niejeden błąd zrobiłam w schemacie, a do tego rękawy wyszły odrobinę za ciasne. Przynajmniej gdy pod spód nałożyłam bluzkę z długim, dość luźnym rękawem…
Ale – sweter wyszedł, dał się zszyć, wszystkie boki idealnie do siebie pasują więc można nosić.Ktoś kiedyś powiedział, że Arkę Noego zbudowali amatorzy, a Titanica profesjonaliści i chyba coś w tym jest 😉Dziękuję za Wasze odwiedziny w tym miejscu i za pozostawione komentarzeSylwiaB, Anna Myślak – dziękujęKarolina – i całe szczęście 😉elakochan – miałam odrobinę wolnego czasu, dlatego tyle przybyło. Teraz już nie pójdzie tak łatwoJasmin – jak dla mnie zakup krosno było strzałem w 10. Do tej pory haftowałam na tamborku i było mi z tym dobrze. jednak przy tak dużych projektach jakim jest HAED krosno jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem.Pozdrawiam serdecznie! -
Czas przewinąć kanwę…
Wreszcie nadszedł dla mnie ten dłuuugo oczekiwany moment. Mogę się pochwalić ukończoną kolejną „kolumną” krzyżyków w moim kolosie:
To zdjęcie pochodzi sprzed tygodnia, ale wybaczcie że chwalę się dopiero dziś. Ostatnio jestem zdecydowanie mało rozgarnięta i na wszystko brakuje mi nawet nie czasu, a chęci
Jestem dumna z siebie, że tak szybko mi poszło, jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to nawet nie połowa obrazu… Ale podobno nie od razu Kraków zbudowano, więc nie odpuszczam i lecę dalej.
Musiałam przewinąć kanwę, bo okazało się, że mam za krótkie rączki i nie dam rady haftować powyżej tego, co już zrobiłam.
Zwinęłam więc moje postępy, a stan na dziś wygląda tak:
Połowa kolejnej strony.
Idzie szybko, nawet już mam nawinięte wszystkie potrzebne igły, a niektóre kolory nawet na 2 igły…Jak na razie pandemia mi sprzyja, bo chociaż w miarę normalnie pracuję, czyli muszę wychodzić z domu i moje dziecko w miarę normalnie chodzi do szkoły to te nasze wyjścia i powroty są wspólne. Przed pracą odstawiam córkę do szkoły, po pracy ją odbieram i odpadają mi dodatkowe wyjazdy po dziecko do szkoły czy na basen… A nie ukrywam, że jest mi to na rękę 😉 -
Połowa sukcesu
W temacie drutów ostatnio mam zastój. Niedługo minie miesiąc do chwili, kiedy ostatnio miałam druty w ręku. Wszystko przez przedświąteczne remonty, przygotowania, zakupy, prezenty.
Ale coś tam jednak powstało, choć nie wszystko udało mi się skończyć – stąd tytułowa połowa sukcesu.
Gdzieś we wrześniu 2019 pokazywałam wam czapkę zrobioną kłosami dla mojej mamy na zamówienie. Generalnie czapki miały być dwie, pasujące do 2 różnych kurtek. I były.
Jedna bordowa i jedna czarna.
Bordowa zrobiona była z akrylu podwójną nitką motywem w kłosy:
Czarna była z pojedynczej nitki Drops Karisma wg wzoru Winter Twist ze strony Dropsa:
Wzór piękny, choć wymagający. Niestety jakoś mamie nie pasował…
Po czasie powiedziała, że mnie przeprasza ale obie czapki podarowała swojej siostrze.I poprosiła, by zrobić jej jedną, czarną, najlepiej w kłosy. No to zrobiłam, tym razem a Drops Alaska podwójną nitką:Tym razem „modelka” była na miejscu więc po trylionie przymiarek zarówno wielkość obwodu jak i wysokość czapki została zaakceptowana.
Mama poprosiła jeszcze o jakiś komin/otulacz na szyję. Wymyśliłam że zrobię jej coś innego niż zrobiłam do tej pory i na YT znalazłam dokładny tutorial na piękny Otulacz z trójkątnym klinem:Oczywiście moja mama nie byłaby sobą, gdyby do robótki nie wtrąciła swoje 3 grosze. Nie miałam zamiaru się z nią kłócić, więc zrobiłam dokładnie tak jak sobie życzyła i golf w tym otulaczu jest o połowę krótszy niż być powinien. Klient nasz pan.
Dziś, dosłownie dopiero dziś zabrałam się za zszywanie czegoś, co juz dawno miało być poduszką:Oba kółka powstawały na przełomie sierpnia i września ubiegłego roku, a ja jakoś nie miałam weny, żeby je pozszywać do kupy. Miała być z tego poduszka dla mojej chrześnicy, a że moja mama szuka już możliwości powrotu do Polski musiałam w końcu to skończyć, bo ileż można…
Niestety nie wszystko wyszło tak, jak to sobie wymarzyłam:Zakupiony specjalnie na tę okazję wkład okazał się zbyt mały. Niestety tu w Niderlandach wszystkie „niepotrzebne sklepy” są zamknięte, a na dodatek ten konkretny nie prowadzi sprzedaży wysyłkowej… Poduszka wyszła nieco koślawa, ale za to ma piękne pompony wyprodukowane przez moją mamę:
Powiem wam jeszcze czego nie udało mi się sfinalizować…Otóż Makowa Panienka choć już skończona to nadal leży i prosi się o porządne blokowanie i pozszywanie… Może w przyszłym tygodniu mi się uda…Pozdrawiam wszystkich serdecznie i dziękuję za Wasze odwiedziny -
Sal z Kakao w tle – motyw przedostatni
Dziś jest odpowiedni czas na pokazanie naszych SAL-owych postępów. I tutaj muszę się przyznać, że gdyby nie Edyta, która wczoraj podesłała zdjęcie swoich postępów to ten post ukazałby się ze sporym opóźnieniem. Bo ja ostatnio znów nie ogarniam rzeczywistości. Dopiero początek roku, a ja już zaliczyłam nerwówkę. Ale o tym może w innym poście. Teraz chwalimy się naszymi hafcikami!
Jako pierwsza tym razem była Małgosia z bloga Magiczny Świat Krzyżyków, która swoja pracę podesłała już w grudniu! Ma dziewczyna tempo:
Druga była Cytrulina, którą znamy z bloga Cytrulina Hand Made:
Kolejna uczestniczka – Edyta z bloga Szafirowy Zakątek przysłała swoje zdjęcie dosłownie wczoraj i dzięki temu przypomniała mi o tym, że powinnam napisać posta:
Dziękuję Edytko za przypomnienie!
Dziś dostałam email od Agaty z bloga Robótkowy (i nie tylko) kuferek Meri. Agata jest mocno spóźniona, ale dzielnie nadrabia. Z racji tego, że posiada wzór na własność to haftuje motywy w zupełnie innej kolejności. Oto jej postępy:I jak zawsze na końcu moje „arcydzieło”:Za miesiąc spotkamy się z naszym SAL-em po raz ostatni. Muszę się przyznać, że trochę będzie mi tego naszego comiesięcznego haftowania brakowało. Ale niestety, chwilowo nie jestem w stanie ogarnąć terminowości haftowania czy publikowania wzorów. Za dużo w tej chwili mam na głowie.
Może teraz ktoś inny zorganizuje jakąś zabawę, znajdzie wzór który mnie zachwyci i podejmę się wyzwania. Na razie priorytetem jest Widok z Okna, którego postępy już nie długo doczekają się publikacji.Widziałam na Waszych blogach że pokazujecie plany na rok 2021. Moim głównym planem jest ukończenie Widoku. A wszystko co wyskoczy „w trakcie” będzie miłą odskocznią 😉Dziękuję za wszystkie Wasze życzenia noworoczne złożone zarówno tu jak i na Waszych blogach czy na fb. Bądźmy dobrej myśli, zaszczepmy się i pozostańmy w zdrowiu – tego sobie i Wam życzę -
Nowy Rok, nowa Nadzieja – 2021
Przyjdzie nowy..
Bez żadnej rany, bez zadrapania
Będzie wolny od błędów i jasny.
Pełen pustych miejsc, kartek na marzenia, na plany..
Będzie mógł przynieść wszystko i wszystko zmienić w sercu.
Dziś jeszcze nie istnieje..
Teraz go jeszcze nie ma..
Jeszcze się nie przywitał..
Jeszcze za wcześnie
Ale już gdzieś tam czuć jego oddech, dłonie, którymi obejmie życie..
Przyjdzie nowy. Bez skazy.
Pozwoli inaczej spojrzeć w przestrzeń
Zapełnić się milionami czułych pragnień, ludzi, słów, smaków..
Nowy Rok – Nowa Karta Na Życie I Nadzieja Na Wszystko!
Wszystkiego dobrego w tym Nowym Roku życzy Iskierka z rodziną!
(tekst i zdjęcie znalezione w necie) -
Trzy dni laby…
Dla mnie te święta to było totalne lenistwo. Przez 3 nie nie robiłam prawie nic oprócz haftowania. Mogę powiedzieć, że odpoczęłam.
Ale ogólnie grudzień był dla mnie bardzo pracowity.
Oprócz pracy zawodowej i remontu kuchni, którym chwaliłam się 2 posty temu intensywnie pracowałam nad kolosem. Nie próżnowałam też w temacie drutów.
Prawie skończyłam Makową Panienkę. Prawie, bo brakło czasu do zblokowania i zszycia.
Zrobiłam mamie czapkę kłosami i zaczęłam otulacz. Tego drugiego niestety nie skończyłam, bo brakło mi włóczki, która zamówiona tydzień przed świętami jeszcze do mnie nie dotarła. Tak więc sesja zdjęciowa odbędzie się w terminie późniejszym, czyli znając życie gdzieś w połowie stycznia…
W temacie kolosa, to najpierw kupiłam sobie (w końcu) sortery na igły i zmusiłam męża do ich przymocowania na krośnie:
Jak widać na powyższym zdjęciu symbole wydrukowane i naklejone. Trzeba tylko ponawlekać igły… Co okazało się nie takie proste, bo igieł nie miałam tyle ile trzeba.
Ale cóż – nawlekłam tyle ile miałam, czyli na najczęściej aktualnie używane kolory i tak zorganizowana skończyłam kolejną stronę:Plan był taki, żeby skończyć kolejne 2 strony do końca grudnia. Ambitnie, ale niestety…
Remont kuchni, mycie okien i ogólnie przygotowania do świąt sprawiły, że nie mogłam pracować tak szybko, jakbym chciała.Wigilia upłynęła pod znakiem spotkania rodzinnego, bo przyjechała córka z narzeczonym. Było więc gwarno i wesoło. Młodzi nie chcieli jednak zostać na noc. Koło północy wrócili do siebie, a dla mnie zaczęły się 3 dni laby.Jedzenia mieliśmy na tyle, że aż do dziś nie gotowaliśmy żadnych nowych potraw.Na dworze lało i wiało, siedzieliśmy więc kołkiem w domu przed telewizorem. Syn poza porami posiłków niemal nie odchodził od komputera – dostał pod choinkę zestaw myszka + klawiatura gamingowe i musiał je wypróbować. Natomiast najmłodsza latorośl dostała zestaw Lego Friends i też niemal nie wychodziła ze swojego pokoju budując i przebudowując.Ja siedziałam przy krośnie i oto efekty – dziś po pracy postawiłam ostatnie krzyżyki kolejnej strony:Jeszcze jedna strona i będę musiała przewinąć kanwę na krośnie. Już się nie mogę doczekać.
Tymczasem szykuje się kolejny długi weekend, więc pewnie podgonię trochę z haftem.Dziękuję Wam serdecznie za wszelkie komentarze oraz za życzenie świąteczne. Nie do wszystkich może dotarłam by życzenia złożyć, za co serdecznie przepraszam. -
Czas miłości i zrozumienia
Snow is falling all around me
Children playing having fun
It’s the season of love and understandingMerry Christmas everyone!!!Wszystkim odwiedzającym, czytającym, komentującym oraz ich rodzinom
serdecznie życzenia Wesołych Świąt składaIskierka z rodziną -
Przedświątecznie
Jak nakazuje polska odwieczna przedświąteczna tradycja, każda szanująca się Pani Domu powinna dokładnie ogarnąć swoją chałupę i nagotować żarcia jak dla kampanii wojska…
U mnie z tym różnie bywa, bo nigdy nie lubiłam świątecznych porządków. Że o gotowaniu już nie wspomnę. No ale ma się w końcu tę rodzinę, ten dom czy mieszkanie i choć trochę należało by ogarnąć.
Tym bardziej, że posypały mi się szuflady w kuchni…
Moja kuchnia przeszła już kilka metamorfoz. Najpierw pod oknem był stół:
Stół okazał się nie funkcjonalny, więc pare lat temu zamieniliśmy go na „komodę” z szufladami:
Komoda szafką kuchenną nie była i dlatego z biegiem czasu i pod wpływem produktów tudzież patelni prowadnice szuflad zaczęły się psuć.
Szkoda mi było jednak wyrzucać tak pojemną komodę i dlatego przy zmianie pieca gazowego na indukcję szafka zyskała nowe prowadnice i nowy, dodatkowy blat:
Przy okazji okno zyskało podwyższenie parapetu a ja miejsce na najpotrzebniejsze „przydasie”:
Ta butelka to do podlewania kwiatków… mąż tak wymyślił…
Po kilku miesiącach prowadnice znów się wyrobiły i znów trzeba było wymieniać na nowe. Te nowe wytrzymały dosłownie miesiąc. Ja już też nie wytrzymałam i zarządziłam remont kuchni…
Przed prawie miesiąc dzień w dzień przeszukiwałam internet w poszukiwaniu w miarę tanich i ładnych szafek kuchennych. Te co były tanie, były ohydne, te co były ładne były horrendalnie drogie… Błędne koło.
W końcu wpadłam na pomysł by zajrzeć do IKEA. Najpierw online. Wszystko ładnie pięknie, ale jak już wybrałam szafki to się okazało, ze brakuje mi DOSŁOWNIE 2cm…
W końcu wybraliśmy się do IKEA osobiście i okazało się, ze to też nie był dobry plan. Tam w większości pokazane były całe zestawy kuchenne, a my szukaliśmy luźnych szafek.
Nabrałam jednak katalogów do domu i po ich przejrzeniu doszłam do wniosku, że przecież „Polak potrafi” zrobić coś z niczego. Skoro nie ma szafek takich jak potrzebujemy z JEDNEGO kompletu, to my sobie zrobimy puzzle i poskładamy 1 kuchnię z 2 lub 3 kompletów.
Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. Zamówiliśmy w IKEA 3 szafki, a w innym sklepie 1 szafkę. Po przywiezieniu wszystkiego do domu zaczęła się zabawa. Panowie (mąż i syn) składali 3 szafki „do kupy” w przedziale czasowym od 18.00 do 24.00. Oczywiście z godnie z dołączoną instrukcją i z przerywnikami których nie będę tu publikować…
Ja w tym czasie walczyłam z ze ścianami i podłogą, która po odsunięciu szafek przedstawiała się zdecydowanie paskudnie:
Przy okazji okazało się, że mąż w maju kładąc panele położył je tylko do szafek. A pod szafkami – masakra. Ale opanowałam i dzień póżniej kuchnia prezentowała się tak:
Oczywiście jak widać nie wszystko jest jeszcze gotowe. Brakuje uchwytów i listwy z przodu, ale to już drobiazgi.
Mąż zdążył jeszcze przerobić to podwyższenie parapetu i zakryć dziurę za szafką. Tak wygląda dziś:
Jakoś tak zrobiło się więcej miejsca.A jak jest więcej miejsca to się lepiej pracuje:Upiekłyśmy ciasteczka na święta…
Kuchnia była największym wyzwaniem przedświątecznym w tym roku. Okna jakoś szybko się umyły, pierogi i bigos już zamrożone. Ciasteczka piekłyśmy wczoraj, dziś robiłam galaretę z nóżek, jutro czeka na mnie ryba – karp w galarecie i dorsz w occie. Jeszcze mam plany na ślecie z oleju, ale to już jak czas pozwoli. Na szczęście w tym roku mam mamę do pomocy 😉A, no i oczywiście choinka też już stoi. Przy okazji była kłótnia o moje krosno, które mąż chciał mi na miesiąc poskładać i wynieść na strych.Po długich negocjacjach okazało się jednak, że zmieści się i choinka i krosno:Brawo JA 😉Pozdrawiam -
Cocoa SAL kolejny motyw
Oja, znowu się zagapiłam. Wczoraj był 10 grudnia, a ja nie opublikowałam postępów w naszej zabawie….
Na swoje usprawiedliwienie mam to, że chwilowo funkcjonuję bardziej intensywnie na trasie dom-praca-dziecko.
Ale już nie przedłużając – tak się prezentują nasze postępy:
1. Małgosia – Magiczny Świat Krzyżyków:
2. Edyta – Szafirowy Zakątek, któa ładnie nadrobiła zaległości z 3 miesięcy:– pażdziernik:– listopad:
– grudzień
Edytko jestem z ciebie dumna!
3. Agata „Meri” – Robótkowy (i nie tylko) kuferek Meri4. Cytrulina – Cytrulina Hand Made:I na końcu moje dłubanki:Coraz bliżej końca. Jeszcze tylko 2 motywy i można wieszać na ścianie.
I tu jest mały problem, bo…. kuchennych motywów „naprodukowałam” kilka, a nie bardzo mam je gdzie wyeksponować… Nie dość że mam zdecydowanie mało wolnych powierzchni ściennych w kuchni to jeszcze mam tam tapetę z wzorem kawy….Muszę pomyśleć co z tym fantem zrobić…I kupić ramki…Koniecznie…Kochane, dziękuję Wam za odwiedziny na moim blogu. szczególnie dziękuję za pozostawione komentarze. Są skarbnicą wiedzy oraz motywacją do pracy i blogowania.Meri – no właśnie dokładnie jest tak jak piszesz… Co do sorterów, to te na nici leżą luzem (przeważnie byle gdzie) i boję się, że te igły mi po prostu pospadają. Muszę mieć na igły coś stabilnego i na stałym miejscuBarbara – na Wish się 2 razy nacięłam i juz podziękuję, z Aliexpres nie korzystałamAlchemiahandmade – tak, te są oryginalne z Paco. U mnie w NL cena znośna, a czasem promocja się trafi. Za piankę pod kolana podziękuję, choć patent jest świetny. Jak już pisałam wyżej chcę coś, co w miarę na stałe przymocuję do krosna, czego nie będę musiała za każdym razem brać do łapek i z czego nie pogubię igieł.elakochan, Malgorzata Zoltek – dzięki, ale mnie się wciąż wydaje, że stoję w miejscu… Szczególnie w ostatnich dniach…A co do profesjonalizmu to powiem tyle, ze już mi się znudziła prowizorka i muszę spróbować czegoś nowego 😉Pozdrawiam Wszystkich!! -
Krosno – postępy
Postanowiłam jeszcze ulepszyć swój warsztat hafciarski. Na początek kupiłam gumki do naciągnięcia kanwy. Pokazywałam je w TYM poście. Sprawdzają się idealnie.
Kolejnym udogodnieniem był zakup sorterów do muliny:
Dotychczas wszystkie potrzebne muliny przechowywałam w metalowym pudełku po herbacie:
Pudełko miało fajne przegródki, ale niestety pomimo pogrupowania mulin wg kolorów i tak panował chaos. Musiałam to zmienić.
Teraz wygląda to tak:Poświęciłam 1 wieczór na pocięcie i poukładanie tej muliny. Udało się zapanować nad chaosem, choć przyznam się, że niektórych kolorów jest „za grubo” i wychodzą czasem ze swych miejsc. No cóż, człowiek uczy się na błędach, następnym razem nie powsadzam tam całego pasma…
Jako że nie jestem specjalnie zdolna w rysowaniu „znaczków” spędziłam trochę czasu przy laptopie i drukarce, żeby mieć oryginalne symbole używane we wzorze:Już nie szukam muliny po numerze, a wyłącznie po symbolu ze wzoru. Jest zdecydowanie szybciej.
A skoro o szybkości mowa, to muszę przyznać, że przybywa dość znacznie.Dla porównania:– niedziela 4.10:– niedziela 15.11:
W ciągu półtora miesiąca przybyły 3 strony formatu A4, czyli jak dobrze policzyłam – jakieś 13.800 krzyżyków. Jak dla mnie – ogromnie dużo.
A tu to co powstało dziś:Byłoby może i więcej, ale jak się pół roku wcześniej pozostawiało nitki niewiadomego pochodzenia to dziś był trochę problem…
Poza tym moi domownicy mają uczulenie na moje krosno, bo jak tylko się z nim rozkładam to mają do mnie milion spraw nie cierpiących zwłoki… Też tak macie? Masakra jakaś…I chyba już dojrzałam do tego, bu kupić też sortery na igły… Strasznie długo trwa nawlekanie każdej jednej nitki w innym kolorze….Pozdrawiam serdecznie












































