Home

  • Cafe au Lait

    Tym razem kawa nr 5, wyhaftowana niejako „z marszu”, od razu po skończonej Irish Coffe:

    Wprawdzie brakuje mi jeszcze ramki i jak widać kilku krzyżyków we wzorze to kawusię uważam za ukończoną. Przyznam się, że zabrakło mi jednego koloru do ramki i tym samym do dosłownie kilku krzyżyków w środku kawki, a mulinę zamawiam już od… tygodnia i jakoś zebrać się nie mogę by zamówić…
    Na zbliżeniu widać brakujący fragment:
    Jak mulina dotrze i skończę rankę wokół tej kawy, to pokarzę wam jak wygląda kanwa w całości.
    Teraz pochwalę się czymś innym….
    Pamiętacie jak chwaliłam się maszyną do szycia? W TYM poście pisałam o tym, że teściowa kupiła mi maszynę do szycia i że będę się uczyła szycia, a w TYM pokazywałam swoją własnoręcznie uszytą torbę. Maszyna stoi sobie grzecznie w szafie i jest używana sporadycznie do drobnych i szybkich reperacji oraz do obszycia kanwy przed oprawieniem w ramki. Tak było aż do dziś (przepraszam, do wczoraj, bo już mamy sobotę).
    Wczoraj korzystając z popołudniowej drzemki mojej córci postanowiłam wreszcie zrobić użytek z maszyny do szycia i w godzinę uszyłam dwie poduszki 😉
    Poduszki powstały z… no, kto zgadnie? Z poszewek na poduszki znajdujących się w komplecie pościeli, który kiedyś, dawno temu dostałam od kogoś w prezencie, a który niestety nie pasował mi na żadne łóżko:
    Wypełnienie poduszek do niemal mikroskopijnej wielkości kuleczki jakimi wypełnione są „rogale” do karmienia piersią, o takie:
    „Rogal” już mi nie potrzebny i kurzy się na strychu więc zrobiłam z niego pożytek 😉
    Obawiałam się trochę, że te kuleczki będą mi się przesypywać przez przeszycia oraz cienki materiał, więc każda podusia ma podwójne „opakowanie”. W jedna uszytą poszewkę wsypałam kuleczki, poszewkę zaszyłam i włożyłam w drugą poszewkę, którą też zaszyłam na stałe. W przyszłości zamierzam uszyć jakieś „zdejmowalne” poszewki, a na razie poduszki zostaną takie troszkę „gołe” 😉
    Dziękuję za odwiedziny i za Wasze wszystkie komentarze. Jest mi niezmiernie miło, że mnie odwiedzacie 🙂
  • Irish Coffe…

    … czyli kawa nr 4:

    Haftowało się ją całkiem przyjemnie. Kojarzyła mi się z piosenką T.Love – „Ajrisz”:

    Prostych słów się boi największy nawet twardziel 

    Proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej 

    Mówią że mnie kochasz i że mną nie wzgardzisz 

    Prawdziwa moja miłość nazywa się Ajrisz 
    Oczywiście żeby nie było tak pięknie, to musiałam dwa razy pruć spory kawałek ramki…. Pierwszy raz, gdy okazało się, że zaczęłam haftować w złym miejscu i ramka nie połączy się z górną tam gdzie powinna, a drugi raz, gdy okazało się, że kawa nr 5 nachodzi na ramkę…. Na domiar złego skończył mi się jeden z kolorów ramki i muszę zamówić…
    A tak wygląda kanwa w całości:
    Przy okazji przypomniało mi się, że chociaż nigdy jeszcze nie piłam Irish coffe, to mam w domu specjalną szklankę:
    Takich szklanek miałam kilka, z zielonym napisem Irish Coffee i złotym rantem. Kupiłam kiedyś kilka takich szklanek w holenderskim secondhandzie. Niestety, mojej mamie i teściowej tak się spodobały, że każda wzięła po jednej na pamiątkę. Mnie została ta jedna, szkoda tylko, że jej ozdoby nie wytrzymały próby mycia w zmywarce…

  • Blackberry Tea

    Kolejna, czwarta już herbatka z SAL-a u Tami – Blackberry tea:

    Herbatkę skończyłam już w poniedziałek, ale jakoś nie po drodze mi było żeby zrobić fotki…
    Tak wygląda już moja kanwa:

    Muszę przyznać, że coraz bardziej mi się podoba. Tylko pierwsza herbatka jest w odcieniach niemal jednego koloru. Reszta to feeria barw i to jest super 😉
    Teraz zabrałam się za kawy. Kolejna, czwarta kawa to Irish Coffe i mam już tyle:

    Udało mi się też oprawić „Home, Sweet home” i na dzień dzisiejszy wygląda on tak:

    Generalnie ramka mogła być większa, tzn dłuższa, ja jednak nie wzięłam pod uwagę faktu, że w Krainie Sera, Wiatraków i Tulipanów ciężko znaleźć ramkę o wymiarach 18×33. Musiałam zadowolić się ramka o wymiarach 21×30. Mówi się trudno…
    Mogę się też pochwalić oprawionymi już Irysami, które niestety z braku transportu leżakują w Polsce u mojej mamy na szafie…
    Są nawet owinięte w folię 😉

    W takim stanie będą musiały poczekać do sierpnia… A ja oczyma wyobraźni widzę je u siebie na ścianie w salonie, mmmm 😉

  • Coricamo

    Jakiś czas temu otrzymałam email od przemiłej pani z Coricamo, która zapraszała mnie do współpracy. Okazało się, że firma szuka blogów rękodzielniczych które mogłaby promować na stronach gazety „Twórcze Inspiracje”. W zamian za to blogger umieszcza baner Coricamo w widocznym miejscu swojego bloga.
    Oczywiście wspólnych korzyści jest dużo więcej. Zgodziłam się na współpracę i umieściłam logo firmy na swoim blogu, co chyba widać 😉
    Na początku kwietnia otrzymałam kolejnego e-maila z prośbą o podanie swojego adresu zamieszkania. Zostałam poinformowana, że współpracujący blogerzy będą otrzymywali bezpłatne egzemplarze gazet wydawane przez firmę Coricamo.
    Wczoraj po południu zapukał do mnie kurier z kopertą formatu A4, a w kopercie…..TA DAAAAM:

    Najnowszy numer „Twórczych Inspiracji”, katalog Coricamo na 2014 rok i…..

    PREZENT!!!! Gotowa, obszyta już serwetka z namalowanym motywem ślicznej róży.
    Oczywiście do serwetki dołączone wszystkie niezbędne muliny oraz igła 😉

    Generalnie nie przepadam za namalowanymi już wzorami, ale troszkę świerzbią mnie łapki, by rzucić wszystko w kąt i wyczarować prześlicznej urody różyczkę 😉

    Pozdrawiam serdecznie

  • Napoje wyskokowe 😉

    Święta, święta i po świętach, które minęły szybko. Powiedziałabym że za szybko. Ale podczas świąt udało mi się troszkę poleniuchować, w wyniku czego powstał kolejny obrazek z SAL-a koktajlowego:

    Ciężko mi było oderwać się od tej kanwy. Dlatego w poświąteczny wtorek przesunęłam tylko tamborek i haftowałam dalej. Dziś tylko kontury i mamy kolejny napój wyskokowy:

     I kanwa w całości:

    Jako że mam kilka zaczętych prac musiałam oderwać się od tej kanwy. Żeby mnie nie kusiła schowałam ja głęboko pod stos wszystkich innych robótek. Wrócę do niej za… jakiś czas 😉
    Tymczasem muszę postawić pierwsze krzyżyki w SAL-u „Różowa księżniczka”. Dziś udało mi się w końcu przygotować kanwę, bo mulinki to już czekają od dłuższego czasu.
    Muszę też wyhaftować czwartą z kolei herbatkę i kawkę, a jakby tego było mało zapisałam się na kolejny SAL…. A co 😉

    Dziękuję Wam dziewczyny, za wszystkie Wasze przemiłe życzenia świąteczne pozostawione pod poprzednimi postami. Mam nadzieję, że i Wam święta minęły w zdrowiu i spokoju i że miałyście chwilkę na robótki.
    Pozdrawiam

  • Święta, święta…

    Alleluja dziś śpiewajmy, 
    Bogu cześć i chwałę dajmy. 
    Bo zmartwychwstał nasz Zbawiciel, 
    tego świata Odkupiciel. 
    Zdrowia, radości i powodzenia 
    to są najszczersze moje życzenia
  • Cocktail Hour

    Czyli SAL Koktajlowy.
    Tak sobie dłubałam w przerwach i wydłubałam PRAWIE dwa całe drinki. Piszę prawie, bo nie do końca oba są wyhaftowane. Najpierw szukałam mulin wg klucz DMC i brakujące postanowiłam zamówić wraz z mulinami do Różowej Księżniczki i jeszcze innego haftu. Zamówione mulinki przyszły już jakiś czas temu, podzieliłam je, wyhaftowałam „Home Sweet Home” i zamierzałam kończyć moje drinusie. No i okazało się, że nadal brakuje mi kolorów…
    Postanowiłam, że nie będę już do tego haftu zamawiać konkretnych kolorów, tylko wykorzystam coś ze swoich skromnych mimo wszystko zasobów 😉
    Czwartkowy wieczór spędziłam więc desperacko przeszukując internet oraz przeglądając moje zasoby i próbując cokolwiek do siebie dopasować. Poszukiwania zostały uwieńczone sukcesem i dziś mogę się pochwalić pierwszym całkowicie ukończonym drinkiem Mojito:

     W drinku Manhattan wciąż brakuje wisienki i konturów, ale to chwilka roboty i będzie, dlatego też się nim dziś chwalę:

     A tak prezentują się oba na raz:

    Już widzę, że całość będzie bardzo apetyczna 😉
    Dziękuję za wszystkie Wasze przemiłe komentarze 🙂
    Weronika Mieczkowska – życzenia na karteczkach są w języku Holenderskim
  • Kartki Wielkanocne

    Nie mogłam sobie odmówić przyjemności własnoręcznego wyrobu kartek Wielkanocnych. Zrobiłam ich kilka, choć szły mi oporniej, niż te bożonarodzeniowe. Miałam na nie zdecydowanie mniej czasu, to znaczy, że moja doba jest zdecydowanie za krótka.
    No ale czas na pokaz:
    1. Kartki, które już „poszły w świat”:

    I cały komplet razem: 
    2. Karteczki, które już wkrótce powędrują do moich sąsiadów:

     I to by było na tyle, jeśli chodzi o świąteczne kartki.
    Zrobiłam jeszcze kartkę dla pewnego autystycznego chłopca z okazji 13 urodzin, ale… gdzieś wsysło mi fotkę…
    Przede mną kartkowe wyzwanie – karta na 70 urodziny teścia… mam nadzieję, że podołam 😉

  • "Sweet Home" koniec

    W poniedziałek postawiłam ostatnie krzyżyki na pierwszej kanwie „Home Sweet Home” . W zasadzie nie były to krzyżyki a backstitche czyli kontury, ale nie będziemy się czepiać szczegółów. Dość, że obrazek uważam za wyhaftowany:

    Zbliżenia na złote i miedziane kontury:

    Do pełni szczęścia brakuje już tylko ramki i można iść w gości, a potem…. haftować kolejny i jeszcze następny…
    Zastanawiam się jednak nad tymi nieszczęsnymi metalicznymi nićmi. Nie wiem, jak zachowuje się podczas haftu prawdziwy kreinik. Ja haftowałam nicią metaliczną z palety DMC i mogę powiedzieć jedno – DRAMAT!!!
    Jeszcze tą złotą to w miarę dobrze szło i na krótkich i na długich „dystansach”. Ale ta miedziana to był po prostu horror – rozwarstwiała się, plątała, przerywała, pętelkowała…. wrrrrrrrrr. Nie macie pojęcia jak się cieszę, że to w końcu skończyłam…

    Chciałam podziękować Wam za wszystkie przemiłe komentarze pod poprzednimi postami.

  • Home, sweet home po raz pierwszy

    W zasadzie to miałam pokazać gotowy już obrazek, ale nie mogę się powstrzymać, by nie pochwalić się tym ile już mam. Tak więc oto efekty tygodnia pracy:
    Tu jeszcze na tamborku:

     A tu już w całej okazałości:

    Wczoraj dotarłam prawie do połowy wzoru. Po raz pierwszy w moich haftach pojawiły się metaliczne nici DMC, które pięknie wyglądają na obrazku, ale jak dla mnie nie zbyt dobrze nadają się do haftu. Są sztywne, chropowate i strasznie się rozdwajają. Ale efekt wart jest nerwów 🙂
    Podoba mi się ten wzór coraz bardziej i już wiem, że jeszcze kilka razy go będę haftować (co najmniej 2, a może 3 – kto wie ;))
    W weekend powstało też kilka karteczek wielkanocnych, ale nimi pochwalę się innym razem