Home

  • Nos….

    Wczoraj pod wieczór zrobiłam zdjęcie mojemu lwu, zanim przesunęłam tamborek na kanwie. Moj lew może już pokręcić nosem na moje krzywe krzyżyki….

    Krzyżyków miało być zdecydowanie więcej, dziś miałam zamiar pochwalić się nie tylko nosem ale także i okiem, ale….
    No własnie, zawsze jest jakieś ALE. Po pierwsze na czarnej kanwie szczególnie ciężko haftuje się wieczorami, a po drugie dziś sobota, więc nie było czasu na haftowanie. Może jutro….
    Postanowiłam haftować tego lwa tylko w dzień. Wieczorami, po 20.00 niby jeszcze u mnie jasno, ale opuszczamy żaluzje i przy sztucznym świetle szybciej męczą mi się oczy. Dlatego na wieczory muszę sobie przygotować inny hafcik. Coś małego, szybkiego, na BIAŁEJ kanwie 😉

    Dziękuję Wam wszystkim za życzenia zdrowia. Mam nadzieję że w końcu moje problemy się skończą, bo o ile mała wyzdrowiała i kaszle tylko trochę, to ja mam taki katar, ze aż zatyka mi uszy i z bólu „chodzę po ścianach”. Na przykład wczoraj jak około 20.00 zaczęło boleć to przestało dopiero gdzieś koło 4.00 nad ranem i dopiero wtedy zasnęłam. Wcześniej myślałam ze zwariuję, a w domu jak na złości niczego na ucho….. Dopiero dziś kupiłam jakieś krople, ale na szczęście – cicho, sza – ucho nie boli 😉

    Weronika – mieszkam w Holandii i niestety jakikolwiek zbiór czegokolwiek po lasach jest tutaj zakazany i na dodatek karalny…. A herbata majerankowa? Nigdy o takiej nie słyszałam…..

    Haft i Patchwork – czy ty też masz takie problemy z kanwą?

    Pozdrawiam wszystkich

  • Wyłania się….

    Powoli, ale nieubłaganie z „czarnej rozpaczy” wyłania się… LEW:

    Widać już kawałek szyi, „brodę” i wąsiska. Jak na te kanwę uważam, że to i tak dużo. Efekty widać stosunkowo szybko, bo krzyżyki są duże, potrójną nitką haftowane. Oczywiście krzyżyki krzywe, każdy w swoją stronę ciągnie… Ręce opadają…
    Jeszcze troszkę jutro podłubię i tamborek w górę, w stronę nosa 🙂

    Dziękuję Wam wszystkim serdecznie, za życzenia zdrowia. Oczywiście byłyśmy u rodzinnego – w trójkę, bo i starsza córka źle się poczuła. Ja bym tam może i nie poszła ze sobą, ale w sobotę w nocy bardzo bolało mnie prawe ucho, a w poniedziałek nad ranem lewe. Moja mama ma baaaardzo poważne problemy z uszami więc wolałam nie ryzykować.
    Na szczęście uszy mamy czyste i to wszystkie trzy. Boli nie ucho, ale gdzieś za uchem, od gardła….
    Za to w domu mamy…. paskudnego wirusa grypy, który nie chce odpuścić…. Dostałyśmy krople do nosa i syropy.
    Małej ropa na szczęście nie leci już, ale jeszcze do końca tygodnia posiedzi w domu. Starsza też siedzi domu, ale tylko trochę kaszle i leci jej z nosa, za to ja…. lepiej nie mówić. Mam już 3 z kolei syrop, do tego syrop z cebuli i nic. Z kaszlu boli mnie już gardło, przełyk i wszystkie mięśnie pleców.
    Jakby tego było mało trzepie mnie zimno – gorączka jak nic. Niestety nie mam jej kiedy wyleżeć przy dwuletnim dziecku i pracującym od 6.00 do 18.00 mężu, a mała przy rodzeństwie zostać nie chce.
    Okej, to się pożaliłam. Teraz idę sobie zrobić podwójną aspirynkę i spać….

    Pozdrawiam wszystkich

  • Espresso, czyli kawa nr 6

    We wtorek zabrałam się za haftowanie kolejnej kawusi. Najpierw jednak musiałam dokończyć ramkę poprzedniej. Tak wyglądała gdy ją odkładałam:

    Zabrakło mi muliny na ramkę i musiałam zamówić. Jak już przyszły to postanowiłam poczekać, aż przyjdzie czas kolejnej kawy i wyhaftować to za jednym razem.
    Trochę to trwało zanim udało mi się ukończyć Espresso, bo dziecię moje chore i marudne. Ale dziś postawiłam ostatnie krzyżyki i kontury i mogę Wam pokazać moje dzieło:

    Wybaczcie jakość zdjęć, ale miałam opuszczoną żaluzję i tak wyszło…
    Zabrałam się też za mojego lwa, ale niewiele przybyło:
    W sumie myślałam, że spokojnie sobie pohaftuję podczas meczu, ale dyskusja pomiędzy ojcem (za Hiszpanią) i synem (za Holandią) była tak zażarta, że musiałam ich hamować. Inaczej obudzili by mi małą.
    Oczywiście Holandia wygrała z Hiszpanią 5:1, z czego i ja bardzo sie cieszę 🙂
    W ogóle to ja już siły tracę. Mała pokonała ospę, ale nadal jest marudna, kaszle, ma katar i co najgorsze ropę w oczkach…

    Mało tego – od kilku dni i ja kaszlę. Kaszel jest taki, jakbym miała zaraz wypluć płuca… Coś mi tam siedzi i nie chce się oderwać. Boli mnie już cała klatka piersiowa i gardło. Do tego zatkany nos… Leczę się aspiryną, kroplami, syropami, ale poprawy nie widać i coś mi się wydaje, że w poniedziałek obie wylądujemy u rodzinnego…

    Anek73 – ja nie mówię, że nie wierzę w problemy Tami. Chodziło mi raczej o wyjaśnienie dlaczego dopiero  teraz kanwy wróciły do mnie 🙂
    Weronika – nie mam pojęcia gdzie Tami kupiła ten zestaw, po polsku nie ma instrukcji więc w PL chyba nie. A czy mulina faktycznie pachnie… no cóż, powiem jak mi katar przejdzie. A ramki będą takie, jakie uda mi się znaleźć w lokalnych sklepach.
    Agnieszko – nie musiała mnie niczym udobruchać, ale to bardzo miłe jest, że pomyślała o takich przeprosinach, bo baaardzo długo nie miałam od niej żadnej informacji 😉

    Teraz będę szukać ramek do wszystkich ukończonych prac i „męczyć” lwa na czarnej kanwie…..

    Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Pozdrawiam serdecznie.

  • Doczekałam się 😉

    Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, ale brałam udział u kilku RR-ach, między innymi w zabawie u Tami, gdzie w cztery osoby haftowałyśmy równocześnie dwa obrazki. Może też pamiętacie, że w TYM poście chwaliłam się, że ów RR jest już ukończony. Kto zajrzał ten wie, że post pisany był… pod koniec stycznia.
    Dawno, prawda?
    Niestety od dnia ogłoszenia zakończenie RR-a aż do dziś przyszło mi czekać na moje kanwy. Tami kilkakrotnie prosiła o cierpliwość i wyrozumiałość. Miała przeprowadzkę, jakieś problemy – nieważne. Ważne, że parę dni temu w końcu się do mnie odezwała z wiadomością, że moje kanwy już wreszcie do mnie lecą. I właśnie dziś listonosz przyniósł mi kopertę. Oto co w niej znalazłam:

    Jak widać Tami przysłała nie tylko moje kanwy 😉
    W ramach przeprosin dostałam od niej słodki zestawik do wyhefcenia:

    Czekolada….. W zestawie jest schemat, kanwa, igła i ….perfumowana mulina DMC.
    Z tym ostatnim jest mała zagwozdka, bo w instrukcji pisze, że mulina ma odpowiednio pachnieć, czyli w tym przypadku powinna pachnieć czekoladą. Niestety, ja mam taki katar, że nie jestem w stanie tego stwierdzić. Dlatego też haftowanie tego przysmaczku zostawię sobie na później 😉
    A tak wygladają moje kanwy – już obszyte, ale jeszcze nie prane i nie prasowane:

    No i oczywiście jeszcze nie oramkowane 😉
    Mam nadzieję, że do tygodnia czasu znajdę odpowiednie ramki i będę się mogła pochwalić gotowymi już obrazkami. Wtedy RR faktycznie będzie już ukończony 😉
    A ja tymczasem kończę kolejna kawę, ale o tym jutro 😉
    Renka – niestety zarówno herbatki jak i kawki będą wisiały w jadalni. W kuchni nie mam miejsca…
    Bluebru nete – no pędzę, już pisałam czemu 😉
    Ewita – ja niedługo wracam do pracy więc i moje tempo będzie dużo wolniejsze. Pewnie pohaftujemy razem 😉
    Maria – niestety reguly SAL-a herbacianego są takie, że aż do jego końca, czyli do 12 herbatki uczestnikom nie wolno dzielić się wzorami. Mogę cię odesłać tylko do organizatorki zabawy, wybacz….
    Anek73 – ja również dziękuję za odwiedziny. A Twój blog fajnie się czyta 😉
    Pozdrawiam wszystkich

  • Earl Grey

    W czasie dwudniowego świątecznego lenistwa powstała kolejna herbatka:

     I wszystkie razem:

    Napisałam „dwudniowego” świątecznego lenistwa i to nie jest błąd. Tu w Holandii Zielone Świątki, czy jak kto woli Zesłanie Ducha Świętego (Pinksterdag) świętuje się przez dwa dni. No, ale „święta, święta”… czas wrócić do dnia codziennego 😉
    Teraz biorę się za kolejną kawusię.
    Ewita – może w takim razie zaczniemy razem? 
    Agnieszka D – dziękuję. Pół-krzyżyki to super pomysł, ale nie wiem czy dałabym radę wciąż w jedną stronę. pewnie bym się na początku bardzo myliła ;D
    Maria – ja też z tych co to bez okularów ani rusz, ale obiecałam więc muszę zmęczyć tę czarną kanwę. Również pozdrawiam.
    Agnieszka – nie poddam się. Już nie.
    Lawendowa – możliwe ze kanwa jest gorszej jakości, ale już trudno, jakoś się pomęczę.
    Dziękuję za wszystkie miłe ciepłe słowa. 
    Pozdrawiam
  • Czarna rozpacz…

    Po skończeniu Księżniczki chciałam od razu zabrać się za herbatki i kawusie, ale okazało się, ze nie mam ich wydrukowanych. Niestety przy wciąż chorym, a co za tym idzie marudnym dziecku nie mogłam nawet pomarzyć o włączeniu kompa. Wobec tego zaczęłam robić coś innego, coś, co miałam zrobić już baaardzo dawno temu, a co wciąż odkładałam na bliżej nieokreślone „PÓŹNIEJ”….
    Gdzieś w listopadzie 2012 w grupie fb kupiłam czarną kanwę. Cieszyłam się jak dziecko, bo moje nastolatki zażyczyły sobie taki oto obrazek:

    Oczywiście nie w całości – córka chce tygrysa, syn lwa. Niestety pantera nie załapie się do kompletu, bo po pierwsze nikt jej nie chce, a po drugie… nie ma tyle kanwy.
    Obiecałam dzieciom, że KIEDYŚ te obrazki powstaną i teraz chyba już nadeszło to KIEDYŚ…
    Nie miałam co haftować, a czarną kanwę i odpowiednie mulinki miałam już przygotowane więc wypadało zabrać się do pracy.
    Na szczęście każda „głowa” jest na osobnej kartce. To zdecydowanie ułatwia podzielenie tego obrazu na części. Na pierwszy ogień poszedł lew:

    Zaczęłam haftować. Po paru krzyżykach stwierdziłam, że coś jest nie tak…. Nie dość, że miałam problem z trafieniem igłą w odpowiednie miejsce, to jeszcze mulina ściągała kanwę i w miejscu wkłucia robiły się dziury. Sprułam i zaczęłam jeszcze raz. To samo. Znów sprułam i wtedy do mnie dotarło, ze przecież ta kanwa jest rzadsza niż te, które używam normalnie i że muszę ponownie wyszywać trzema nitkami.
    Obróciłam więc kanwę o 180 stopni i zaczęłam po raz trzeci..
    Mało brakowało, a robótka poleciałaby w kąt, ale syn przyuważył, że w końcu zabrałam się za lwa i bardzo prosi, bym nie przestawała….
    Ale jak tu haftować, jak krzyżyki wychodzą nierówno????
    Osobiście mi się to nie widzi. Po raz pierwszy haftuję na czarnej kanwie, ale krzyżyki wychodzą tak, jakby w ogóle był to mój pierwszy haft w życiu!!!
    Naciąganie kanwy na tamborek niewiele daje, bo ona jest wiotka i jakimś sposobem wysuwa się spod tamborka. Jak zrobię luźniej to nici „wiszą”, a jak przyciągnę to w miejscach wkłucia robią się dziury… 
    Po prostu czarna rozpacz……
    No chyba, że to ja nie potrafię haftować na czarnej kanwie, bo na Waszych blogach i fb widziałam niejedną piękną pracę wykonaną właśnie na czarnej kanwie… Więc w czym problem?
    A syn prosi – Mamo, nie przestawaj…..
    Mam nadzieję, że po praniu wszystko się jakoś wyrówna i będzie dobrze…
    Powiem Wam w sekrecie, że powoli ruszyły przygotowania do nowego, ogromnego wręcz projektu:

    Nie mogłam się powstrzymać i wydrukowałam sobie schemat Słoneczników, który zajmuje – bagatela – 15 kartek A4:

    W wolnych chwilach przygotuję sobie kanwę i będę kompletować muliny, a teraz wracam do SAL-a herbaciano-kawowego 😉
    Justyna Grabarek – do tego akurat zestawu dołączona jest mulina Anchor, ale normalnie haftuję DMC. Kiedyś haftowałam też Ariadną. Swoje prace ZAWSZE po skończeniu piorę i to w pralce i jeszcze nigdy żadna mulina mi nie zafarbowała.
    Kasia Krzyżyk – nic tylko kupić zestaw i haftować 😉
    Bluebru nete – na zestawie pisze Aida 16
    Promyk – właśnie dlatego uparłam się haftować tę oryginalną Księżniczkę,
    Beaśka – tak, kamień z serca że kawa się sprała…
    Wszystkim dziękuję za wyrazy uznania. Są naprawdę budujące i dodają skrzydeł 🙂

    Pozdrawiam wszystkich bez wyjątku.

  • Różowa dama, różowy pies…

    Uffff, skończyłam.
    W środę skończyłam, czy jak to pisze jedna znajoma blogowiczka – „wymordowałam” różowego pieska. Określenie „wymordowałam” pasuje tu jak najbardziej, bo piesek bardzo dał mi się w kość. Niewinnie wyglądający różowy piesek:

    Ale jego kontury wymęczyły mnie bardziej niż kontury falban na sukience Księżniczki!!
    Kanwa jest drobna, producent zalecał haftowanie 2 nitkami, więc krzyżyki są dość grube, a tutaj trzeba zrobić kontur i wbić igłę w sam środek krzyżyka… Piesek nasłuchał się troszkę niecenzuralnych słów, ale w końcu jest i Księżniczka i piesek:

    Następnym etapem miał być napis… szukałam inspiracji i szukałam i nic mi tam nie pasowało. Ten za mały, ten za duży, ten za ozdobny… W końcu wzięłam do ręki kartkę w kratkę i ołówek i tak oto powstał napis:

    I już wiadomo, że obrazek będzie metryczką dla mojej córci:

    Jeszcze tylko ramka i można wbijać gwoździe 😉

  • Przymusowa "kąpiel" Księżniczki….

    Moja mała ma OSPĘ…. Masakra, niespełna dwuletnie dziecię wysypane że aż strach. Z przedszkola mamy oczywiście tydzień wolnego, za to mama (czyli JA) nie ma wolnego prawie wcale…
    Okej, przesadziłam. Udaje mi się usiąść do haftu. W sobotę troszkę podłubałam, za to w niedzielę mała chodziła głownie za tatą i mogłam spokojnie skupic się na xxx. Niedzielnym późnym wieczorem moja kanwa wyglądała tak:

    Więcej nie dałam rady, bo maleńka popłakiwała przez sen i wołała „mama”. Musiałam iść spać, choć miałam bardziej robótkowe plany 😉
    Dziś rano dziecię było już spokojniejsze, więcej bawiła się sama, była mniej absorbująca i dlatego na cel postawiłam sobie skończyć hafcik.
    Niestety okazało się, że po nieprzespanej nocy kawa z haftem nie idą w parze…. Nie wiem jak pełny kubek ciepłej kawy wyślizgnął mi się z ręki i spadł prosto do mojego robótkowego koszyka…. Przeżyłam chwile grozy, a najbardziej płakać mi się chciało nad Księżniczką…. niemal cala kanwa była zalana kawą, księżniczka od głowy aż po górne falbany skąpana była w kawie. Oprócz tego ucierpiała kanwa z herbatkami i koktajlami a także muliny z zestawi do księżniczki. Byłam zdruzgotana. Bardzo szybko zamoczyłam poplamione kanwy w zimnej wodzie z proszkiem OMO i delikatnie zapierałam. Potem na 30 minut do pralki na temp. 30 stopni. Gdy wyjmowałam kanwy z bębna emocje opadły – na żadnej kanwie nie było śladu przykrego incydentu.
    Kanwy szybciutko wyschły na słoneczku:

    I można było brać się za dalszą pracę.
    I tak pomimo 3h przerwy na przymusową kąpiel dało mi się dziś ukończyć księżniczkę. Do wyhaftowania został tylko piesek:

    I kilka zbliżeń.
    Na sukienkę:

    Na kwiatuszki:

    I wreszcie na buzię:

    Wiem, że gdzieś tam w tych kolorach na głowie zrobiłam błąd ale nie chciało mi się już tego pruć. Także kontury na głowie nie do końca są zgodne z obrazkiem…
    Kontury na sukience to pikuś, zw porównaniu to tych z czuprynki…..
    Na szczęście jakoś to ogarnęłam i jutro mam w planie haftować pieska 😉

    Pytacie w komentarzach jak to robię, ze hafty rosną w takim tempie – otóż chwytam robótkę w każdej wolnej chwili – ot cały sekret 😉

    Dziękuję za przemiłe komentarze. Wszystkie czytam, choć nie zawsze udaje mi się na wszystkie odpowiedzieć.

  • SAL "Różowa Księżniczka" – cztery dni pracy

    Obiecałam pochwalić się postępami i właśnie dziś mam zamiar to zrobić.
    Otóż zaczęłam haftować w poniedziałek wieczorem i po kilku godzinach miałam tyle:

    Cień pod sukienką i dwa pierwsze kolory, oczywiście nie całe.
    Po kolejnych dwóch dniach moja Księżniczka miała już prawie całą suknię:

    Dziś, w czwartym dniu pracy przybyło parę nowych kolorów oraz większość najciemniejszych konturów na sukni:

    Suknia zaczyna nabierać odpowiednich kształtów, uwydatniają się falbanki i wszystkie cienie.
    Oczywiście przy haftowaniu kwiatków znalazłam tu i ówdzie brakujące krzyżyki. Takie „dziury” są raczej nie do uniknięcia, jak haftuje się niemal identycznym i kolorami i przeskakuje się po kilka rzędów do góry czy w bok. Na szczęście jest to do naprawienia.
    Jutro dalszy ciąg. Mam nadzieję, że pojawi się przynajmniej twarz….

    Macie rację – jak się baba uprze… 😉 jakoś ta wersja bardziej do mnie przemawia.
    Dziękuję wszystkim za życzenia z okazji 2 lat prowadzenia bloga.
    Pozdrawiam

  • SAL Różowa Księżniczka – początek

    SAL „Różowa Księżniczka” został zorganizowany na FB po tym, jak jedna z pań udostępniła zdjęcia pięknego obrazka:

    Tak mi się ta panienka spodobała, że postanowiłam bez wahania dołączyć do haftującej ekipy. Udostępniono wzór i rozpiskę kolorystyczną oraz ustalono zasady:
    1. haftujemy od 1 kwietnia
    2. mamy na to rok czasu
    3. możemy dowolnie modyfikować wzór.
    Jako że na początku kwietnia miałam jeszcze mało czasu, bo pracowałam zawodowo to wzorek wydrukowałam, muliny zamówiłam i całą robótkę odłożyłam na później.
    Księżniczkę zaczęłam haftować gdzieś pod koniec. Już pierwszego dnia po wyhaftowaniu dwoma kolorami sporego kawałka sukni dotarło do mnie, że coś jest nie tak… Odkryłam, że posiadany schemat nie pokrywa się ze zdjęciem, które wkleiłam wyżej.  Co więcej – w komputerze miałam inne zdjęcie Różowej Księżniczki, które też nie przypominało tego z oryginału…

    Niby ta sama księżniczka, a jednak zdjęcia różnią się od siebie i to znacznie… Zaniepokojona tym faktem zapytałam o to na grupie facebookowej. Okazało się, że schemat został znaleziony na rosyjskich stronach hafciarskich, a schematu do oryginału niestety nigdzie nie ma…
    Powiem szczerze, że mój entuzjazm do haftowania tej księżniczki trochę osłabł… Nie chciałam rezygnować, ale zdecydowanie bardziej podobała mi się księżniczka z oryginalnego obrazka…
    Na szczęście jedna z uczestniczek SAL-a zlitowała się nade mną i podała adres sklepu internetowego z Anglii gdzie można było kupić cały zestaw potrzebny do wyhaftowania Różowej Piękności. 
    Przeliczyłam funty na euro i zdecydowałam się kupić sobie ten zestaw. 
    Jako że płatność dokonywana była przez PayPal, a ja niestety nie posiadam karty kredytowej troszkę potrwało, zanim pieniążki zostały pociągnięte z mojego konta i zaksięgowane u sprzedawcy, ale ostatecznie koło 20 maja wreszcie zestaw do mnie dotarł:

     W zestawie znalazłam schemat krzyżykowy:

     Drugi schemat bez „siatki” – wg mnie do haftu na lnie czy płótnie, ale mogę się mylić:

     Kanwę, igłę oraz komplet mulin firmy Anchor:

    Trochę szkoda, że to nie komplet DMC, ale cóż, mulina to mulina 😉
    Oczywiście świerzbiło mnie, żeby zaraz, natychmiast zabrać się do pracy, jednak musiałam najpierw skończyć Imbryczek i Koktajle.
    Hafciarskie postępy pokażę Wam w następnym poście.
    EniToJa – ja do maszyny teraz mogę zasiąść częściej, bo jak odstawię małą do przedszkola i korzystam z kilku godzin wolnego czasu. Tyle, że też muszę pomyśleć i o obiedzie i o sprzątaniu 😉
    Weronika – chustka uszyta jest dokładnie z tego samego materiału, z którego szyłam podusie, czyli z poszwy na kołdrę ;). Materiał złożony podwójnie i kilka razy przeszyty i faktycznie nie spada 😉
    A mój ulubiony koktajl to też Pina Colada 😉
    Justyna – skoro mężowi podobają się te koktajle to chwytaj za igiełkę i haftuj 😉
    Bluebru nete – dziękuję za zrozumienie
    Maga – jeśli masz ochotę to napisz do mnie – iskierka71@gmail.com
    Maria – obawiam się, że te słoneczniki faktycznie będą musiały poczekać do jesieni bo w kolejce mam kilka haftów i chciałabym je najpierw zrobić. A „wakacji” pozostał mi już troszkę ponad miesiąc 😉
    Pozdrawiam serdecznie wszystkich i dziękuje za odwiedziny i przemiłe komentarze