Home

  • Kwiatowy kalendarz – Maj

    Zrobilam sobie maly „zielony” przerywnik w haftowaniu logo klubu piłkarskiego. „Zielony”, bo dominują w nim odcienie zieleni, a przerywnik, bo musiałam odpocząć od jednolitego tła logo. Ciągle tylko niebieskie, czerwone, niebieskie, czerwone, niebieskie…. czasem białe, gdzieś tam czarne….
    Etapy pracy nad przerywnikiem:
    Wtorek rano:

    Wtorek wieczór:

    Środa:

     Całość na ten moment wygląda tak:

    Jeden z SAL-i terminowo „odfajkowany”. Teraz szybciutko muszę skończyć piłkarskie logo i wrócić do reszty SAL-i. No i zacząć też haftować domek, który już sobie nawet wydrukowałam:

    Dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze.
    Pozdrawiam

  • Chata za miastem….

    Przeglądając wczoraj wieczorem swoje grupy na facebooku trafiłam na nowy blog Kolorowy Świat Fasoli. Nie trafiłam tam tak zupełnie przypadkiem, ale wiedziona zaproszeniem do wspólnego wyszywania pięknego obrazka:

    Gdy zajrzałam na blog Fasoli oczom moim ukazały się jeszcze dwa takie sielskie obrazki:

    Dziewczyna gorąco zaprasza do wspólnego haftowania jednego, dwóch, a nawet wszystkich trzech domków. Początek zabawy 26 maja, a koniec…. no własnie, koniec nie został określony. Każdy haftuje wybrany obrazek lub obrazki we własnym tempie.
    Nie ma daty zakończenia SAL-u, ale… No i tu dochodzimy do sedna zabawy – dla osoby, która jako pierwsza ukończy choć jeden z obrazków przewidziana jest nagroda motywująca 😉
    Ja nie liczę na nagrodę. Dołączyłam, bo zakochałam się w tych wzorkach, wszystkich trzech. Tak bardzo, że nie wiem od którego zacząć….
    Teraz pewnie posypią się gromy na moją głowę, że dopiero co płakałam ze nie mam czasu, dopiero co zrezygnowałam z zabawy u Hanulka, jestem do tyłu z SAL-ami….
    Okej, to wszystko prawda, ale tu mam niczym nieograniczony czas haftowania – choćby i 3 lata.
    Będę haftować sobie w wolnym czasie nie zapominając o dotychczasowych SAL-ach. A że chwilowo mam co robić to powolutku będę kompletować muliny, przycinać materiał.
    Ktoś ma ochotę się przyłączyć? Zajrzyjcie zatem na Kolorowy Świat Fasoli – zapisy wciąż trwają 😉

    Wracając do poprzedniego posta – oczywiście walnęłam WIELKIEGO byka. To logo/herb Górnika Zabrze a nie Ruchu Chorzów. Na szczęście czuwacie (dzięki Karolina i porzeczkowa). Post poprawiłam 😉
    Anek73 – no właśnie ja do tej pory nigdy tego nie robiłam. Na kanwie zaznaczałam jedynie środek (przy małych haftach) lub narożniki (przy większych pracach). Nie rysowałam żadnych linii pomocniczych. A schematów zawsze było mi szkoda zakreślać, szczególnie że nie zawsze miałam możliwości/czas na skopiowanie wzoru. Zawsze jakoś dawałam sobie radę, myliłam się raczej rzadko. Jednak ten wzór jest źle przekonwertowany i musiałam sobie jakoś pomóc…
    Joanna Trąbała – haftowałam kiedyś w jakimś SAL-u z tableta i też nie zaznaczałam 😉 Ale zdecydowanie wolę z „kartki” 😉
    AsiaB – ja też je jestem fanem klubu, ale… drażni mnie to, że liście laurowe wyszły jakieś nie takie i zdecydowanie kilka trzeba będzie delikatnie poprawić. Na razie „lecę” z tłem
    Weronika Mieczkowska – a co cię tak męczy w herbie Polonii?? Tam też raptem dwa/trzy kolory 😉

    Wszystkim  dziękuję za komentarze, witam nowe osoby. Mam nadzieję, ze zostaniecie dłużej 😉
    Pozdrawiam serdecznie

  • Dla Kibica

    W poprzednim poście obiecałam się pochwalić, nad czym obecnie pracuję. Otóż od połowy kwietnia haftuję prezent dla naszego wspólnego kolegi, kibica Górnika Zabrze…
    Czy już wiecie co to jest?
    Tak, oczywiście – to logo jego ukochanego klubu.
    Na początek trzeba było znaleźć odpowiedni motyw do haftowania, a potem „przerobić” go na wzór graficzny. Już na tym etapie pojawiły się schody, bo żaden program konwertujący nie mógł zrozumieć, że obraz może mieć wyłącznie 4 kolory – biały, czerwony, niebieski i czarny. Żadnych cieni, półcieni itp.
    Wypróbowałam kilka programów i najlepiej z tematem „poradził” sobie Stitch Art Easy 4.0. Po konwersji obrazka otrzymałam efekt najbliższy oryginałowi, choć i tu zdarzały się takie „kwiatki” jak niebieski w miejsce czarnego czy czerwony w miejsce białego. W dodatku konwertując obraz musiałam ustawić opcje na 5 kolorów, w wyniku czego otrzymałam schemat zawierający dwa odcienie białego – White oraz B5200 (numeracja DMC). Jeden z nich odrzuciłam.
    Oto początki pracy.
    Dzień pierwszy:

     Dwa dni później:

     I tu muszę sie do czegoś przyznać:

    Po raz pierwszy w życiu musiałam wziąć mazak i zakreślać wyhaftowane rzędy…. Inaczej bym non stop pruła. Wszystko przez te „kwiatki” o których pisałam wyżej…
    I kolejne dni:

     Potem nie było czasu na zrobienie zdjęcia. Aż do dziś:

    Wcześniej nie było też czerwonej muliny, więc „leciałam” z czarnymi konturami. Zrobiłam wszystkie laurowe liście, ale nie do końca jestem z nich zadowolona. Szczególnie te na zdjęciu poniżej jakoś mi nie wyszły:

    Schemat jest jakiś dziwny w tym miejscu i te liście to moja inwencja twórcza, nie do końca udana. Zastanawiam się nawet nad wypruciem niektórych konturów.
    A tak wygląda oryginał – zdjęcie znalezione w czeluściach internetu:

    Dziękuję wszystkim za komentarze pod poprzednim postem. Będę nieskromna i powiem, że miarka faktycznie prezentuje się ślicznie. Mam nadzieję, że po oprawie dostanę zdjęcie…
    Anek73 – masz zupełną rację. Zabawy hafciarskie to nie sprawa życia lub śmierci. Ja jednak jestem zdania, że jak już się czegoś podjęłam to chciałabym się z tego wywiązać. Czasem nie wychodzi i trzeba wybrać – zabawa czy przykry obowiązek 😉
    Kasia Krzyżyk – właśnie tez się cieszę że się troszkę odciążyłam
    Joanna T – oj planów to ja też mam mnóstwo – prawie 700MB schematów na dysku, i całą szufladę gazetek 😉

    Pozdrawiam serdecznie wszystkich

  • Wyprane, wyprasowane, oddane

    W tym poście meldowałam, że Królewna Śnieżka została ukończona, czyli wyhaftowana. Wtedy pozostały tylko zabiegi kosmetyczne. Musiałam się tez umówić na odebranie gotowej pracy.
    Przed oddaniem jednak postanowiłam Wam ją jeszcze raz pokazać.
    I tak wyprana i staranie wyprasowana Królewna prezentuje sie tak:

     I małe zbliżenie:

    Jestem  z siebie zadowolona. Zamawiająca też była zadowolona z efektu, a to oznacza dobrze wykonaną pracę i to sie liczy najbardziej 🙂

    Dziękuję za Wasze słowa otuchy. Ja wiem, że nie można być ciągle pod wozem i że kiedyś w końcu zaświeci słońce, ale… jakoś ostatnio jak zaczynam wychodzić na prostą to zawsze coś nowego sie posypie, czyli mówiąc krótko – co się polepszy to się popieprzy. Ale już dość narzekania.
    Zrezygnowałam z jednej zabawy, dzięki czemu przestało mnie nękać uczucie, że znowu z czymś nie zdążę. Z SAL-em „4 Pory Roku” mam czas do czerwca, więc  nie muszę się spieszyć, a obrazki kwietniowe w SAL-ach Cytrusowo-Warzywny oraz Herbs & Spices nadrobię w maju, jak tylko skończę to, nad czym obecnie pracuję. Pozostała jeszcze pantera dla córki, ale to dopiero na 16 lipca…
    A to, nad czym pracuję teraz pokażę w następnym poście. Pozdrawiam

  • Sal Kwiatowy – Kwiecień czyli Stokrotka

    Tak na szybko chwalę się skończonym kwiatuszkiem z SAL-u „Kwiaty przez cały rok”.
    Oto Stokrotka:

     I wszystkie 4 razem:

    Pochwale się jeszcze oprawioną metryczką, którą w poniedziałek wręczyłam mamie malutkiej Jill:

    Następnym razem pokażę nam czym teraz pracuję.

    Dziękuję wam za wszystkie komentarze i słowa otuchy. Cieszę się że mnie rozumiecie. To nie jest tak, że chwytam wszystkie sroki za ogon. Gdybym w grudniu wiedziała jak potoczy się ten rok, to prawdopodobnie nie zapisałabym się na żadną z zabaw. Ale niestety nie da się przewidzieć wszystkiego….
    Na szczęście wystarczyło zrezygnowanie z jednej zabawy, z takiej najbardziej terminowej, której nijak nie da się przesunąć. Resztę jakoś ogarnę, terminy przesunę…
    Gorzej będzie z rozwiązaniem problemów, ale i to jakos przeskoczymy. Oby zdrowie nam dopisało, czego sobie i Wam życzę.

    Pozdrawiam serdecznie

  • Nie ogarniam i… rezygnuję

    Nie ogarniam rzeczywistości. Ciągle coś się dzieje, ciągle nie mam na nic czasu, prawie ciągle w biegu i stresie.
    Ten rok zaczął się bardzo źle, chorobami, wizytami w szpitalu. Do tego doszły problemy z pracą a o problemach z dorastającymi dziećmi już nie wspomnę…
    Niemal do końca marca żyłam w ciągłej gonitwie – dom, praca, dom, praca, czasem wolne. Nie było czasu porządnie odpocząć, bo w wolnym dniu nadrabiałam wszystkie narosłe zaległości.
    Z początkiem kwietnia miałam tydzień wolnego, ale wiązało się to z zabiegiem męża, a więc znów jeden cały dzień spędzony w szpitalu, drugi na zakupach, trzeci na myciu okien…. potem święta i powrót do utartego schematu praca, dom, praca, dom…

    Przez to wszystko jestem do tyłu z krzyżykami. Wprawdzie z SAL-ami jestem prawie na bieżąco, to nie wiem jak udało mi się ukończyć miarkę i zrobić metryczkę. Słoneczniki leżą nie ruszone od grudnia, dla córki miałam haftować panterę, koraliki leżą i się kurzą, a do 18 maja muszę wyhaftować urodzinowy obrazek dla kolegi męża….
    Trochę za dużo jak na dwie ręce i 24h dobę w której czasem trzeba iść do pracy na 9-10h…
    Dlatego muszę z czegoś zrezygnować….
    Z racji tego, że kolejny raz zawaliłam „Całoroczną Zabawę Wyzwaniową” u Hanulka postanowiłam, że zrezygnuję właśnie z tego. Inny powód rezygnacji to taki, że nie mam czasu na wymyślanie/projektowanie nowych hafcików czy wyszukiwanie czegoś ciekawego w internecie…
    Dziś już 12 kwietnia, a ja kwietniowe wyzwanie ciągle mam jeszcze w głowie zamiast na tamborku…
    Do Hani napisałam już w piątek maila z wyjaśnieniem dlaczego muszę zrezygnować…
    Jest mi przykro, że nie będę brać udziału w dalszej zabawie, ale będę kibicować pozostałym uczestnikom.

    Bardzo Wam wszystkim dziękuję za Wasze odwiedziny na blogu i komentarze. Jest mi niezmiernie miło, że tu zaglądacie i że podobają się Wam moje prace.
    Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli.

  • Królewna Śnieżka – finał

    Parę postów temu pokazywałam stan miarki z Królewną Śnieżką:

    Jak widać brakowało imienia z datą i cyfry 130 w podziałce miarki. Haft powędrował do koszka, ponieważ pani która go u mnie zamówiła przeprowadzała się i umówiłyśmy się na odbiór po świętach.
    Potem przyszła nerwówka związana z pracą, zabiegiem męża i świętami oraz kolejka moich cyklicznych miesięcznych hafcików i tak miarka przeleżała miesiąc.
    Postanowiłam wrócić do niej jak tylko będę miała choć jeden wolny (tak naprawdę wolny, tylko dla siebie) dzień.
    Ten dzień nadszedł wczoraj. Ostatni dzień mojego urlopu – starsze dzieci w szkole, najmłodsza w przedszkolu, mąż krążący pomiędzy komputerem a ogródkiem (pogoda przepiękna, a jemu nie wolno jeszcze pracować) i ja z moimi hafcikami…
    Skończyłam pokazywaną wczoraj metryczkę i zabrałam się za kończenie miarki:

    Zdjęcie niestety robione telefonem w kiepskim oświetleniu, ale widać co przybyło.
    A tak miarka wygląda w całej okazałości:

    Jutro powędruje do prania i prasowania a potem do zamawiającej. Z tego co wiem zostanie oprawiona w ramkę – trochę dziwnie jak na miarkę wzrostu, ale… to nie moja broszka 😉

    Pozdrawiam serdecznie z pracy, bo post ukaże się automatycznie 😉

  • Metryczka

    Metryczka powstała w miarę szybko, choć miała powstać „wieki” temu…
    Jedna z przedszkolnych opiekunek Olivii urodziła córeczkę pod koniec stycznia. Od tego momentu próbowałam znaleźć w swoim hafciarskim grafiku czas na metryczkę dla tej maleńkiej panienki.
    Cała masa hafcików SAL-owo wyzwaniowych, miarka na zamówienie oraz dom i praca zawodowa jakoś nie pozwalały na nudę, na „okienko”. Na szczęście opiekunka wciąż przebywa na urlopie, więc nie musiałam się specjalnie spieszyć.
    Czas udało mi się znaleźć dopiero w momencie, gdy mąż pojechał na zabieg, a ja musiałam zostać w szpitalnej poczekalni.
    Powstał wtedy zalążek misia:

    Resztę metryczki zrobiłam podczas dwóch świątecznych dni:

    A dziś rano powstały kontury i napisy:

    Jeszcze tylko pranie, prasowanie, ramkowanie, ale… to niestety musi poczekać do jutrzejszego wieczora. Na mnie bowiem od rana czeka praca………..

    Serdecznie Wam wszystkim dziękuję za pozostawione komentarze. Szczególnie za te ze świątecznymi życzeniami. Ja jak zwykle hurtem, postem na blogu, ale to już chyba taka moja tradycja, wybaczcie 😉

    Pozdrawiam

  • Wielkanoc 2015

    Zgodnie ze staropolską tradycją:
    – pomalowaliśmy jajka:

     – poświęciliśmy potrawy, które będziemy spożywać w niedzielny poranek:

     – składamy wszystkim życzenia zdrowych i wesołych świąt Wielkiej Nocy:

     Moc prezentów od zajączka 

      co kwiatuszka trzyma 

      w rączkach 

      Wielu wrażeń,mokrej głowy 

      w poniedziałek dyngusowy. 

       Życzę jaja święconego 

      i wszystkiego najlepszego! 

  • I Warzywka

    Pomimo trudności jednak coś tam na kanwie warzywnej powstało:

    To stan na wczoraj, dziś przybyło troszkę krzyżyków i tym samym marzec mogę zaliczyć do ukończonych.
    Teraz muszę na „wczoraj” zrobić metryczkę, za którą zabieram się już cały tydzień i zabrać się nie mogę.
    Bo albo nie mam rozpiski, al,bo mulin, albo…. zwyczajnie czasu.
    Na szczęście jutro ostatni dzień pracy i potem całe 7 dni urlopu… Nie będzie to jednak urlop wypoczynkowy, ani typowo świąteczny. Wzięłam go z powodu męża, który 1 kwietnia (i nie jest to prima aprilisowy żart) ma zabieg czyszczenia zatok i usuwania polipów z nosa i przez kilka dni będzie opuchnięty i może potrzebować pomocy w najprostszych rzeczach. 
    Do tego zbliżają się święta a ja w przysłowiowym lesie ze wszystkim, ale mam nadzieję, że choć trochę pohefcę w wolnych chwilach.
    Weronika Mieczkowska – tak hurtem ci odpowiem na komentarze. Metryczka już się podoba, choć wciąż brakuje imienia i daty. przy okazji okazało się, że ona będzie zaramkowana. Cóż, nie moja decyzja.
    Wiosna faktycznie zakwitła mi w domu i to zarówno dzięki podusiom jak i SAL-owi „4 Pory Roku” oraz wspomnianemu przez ciebie Żonkilowi. Co do SAL-i to wszystkie przeznaczone są do ramek i na ścianę, ale jakoś nie mam czasu porządnie poszperać po sklepach w poszukiwaniu ramek.
    A tak przy okazji ramek – pamiętacie mój drugi obrazek „Home Sweet Home”? Ostatnio gdy go pokazywałam wyglądal tak:

     I miał powędrować do naszej koleżanki. Jednak tak się jakoś dziwnie składało, że nie mogliśmy się zgrać co do terminu wizyty, bo albo choroba albo praca.
    Jednak obrazek w końcu trafił za ramkę i od ostatniej soboty cieszy oko nowego właściciela, który zaprosił nas na parapetówkę. Tak hafcik prezentuje się jeszcze na mojej ścianie:

    Przepraszam za jakość zdjęcia, ale robił je swoim telefonem mój mąż w czasie gdy ja miałam dylemat z cyklu „nie mam co na siebie włożyć” 😀
    Najlepsze w tym wszystkim jest to, że prezent powstał niemal „za pięć dwunasta”, bo po powrocie z pracy zorientowałam się, że przecież nie mamy prezentu. No to hafcik do prania, ja do sklepu po ramkę, potem szybkie prasowanie, ramkowanie, fotografowanie i oprawianie w papier… Nie lubię tak na szybko, ale ważne że kolega super zadowolony
    Co do roweru to niestety znów poszedł w kąt bo tak jak u nas leje i wieje to chyba nigdzie…. A dziewczyny muszą przejechać na rowerze dobre 5-6km….
    Dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze. Pozdrawiam serdecznie