Pisałam już w TYM poście, że jeszcze w ubiegłym roku skontaktowała się ze mną Sasha z ukraińskiej strony Povitrulya Handmade z propozycją testowania wzorów. Musiałam wtedy odmówić z powodu moich rączek, ale obiecałam, że odezwę się jak już będzie po wszystkim i moje ręce będą potrzebować pracy i rehabilitacji.
Napisałam do Sashy z początkiem stycznia i dostałam kilka propozycji małych hafcików do wyboru. Powiem szczerze, że troszkę się zdziwiłam, bo myślałam że po prostu dostanę wzór w formie papierowej i będę musiała sobie sama zorganizować kanwę, igłę, mulinę…
Ja musiałam sama sobie kupić zestaw na Amazon.nl a Sasha natychmiast, na podstawie nr transakcji zwróciła mi za niego pieniądze. Koniec końców mam go za darmo…
Pokazywałam Wam już też co sobie wybrałam i co przyszło w zestawie:

Teraz czas zreferować postępy i pochwalić się efektem…
Z postępów mam 1 jedyne zdjęcie, które Wam tu zaraz wstawię, bo jakoś czasu nie było ani weny na zdjęcia. Cóż mogę napisać…
Na pewno to, że choć w tytule jest że to hafcik na 1 wieczór u mnie niestety trwało to zdecydowanie dłużej. Za długo.
Hafcik powstawał w czasie gdy akurat rozpoczynałam nową pracę, więc na haftowanie pozostawały wieczory. Trochę ciężko było, bo ja nienauczona wstawania z kurami przysypiałam przy hafciku…
Po drugie…

Jak widać na powyższym obrazku haftowałam w rękach, czego wręcz nienawidzę… Wiem, że są hafciarki, które w tym sposób haftują wszystko – największe i najmniejsze projekty – ja nie umiem…
Materiał był wyliczony niemal co do krzyżyka i nie było jak go zabezpieczyć żeby się nie snuł w czasie pracy. Ani nic przyszyć, ani tamborka założyć. Tu nitka za luźno, tam za mocno…
Żałowałam, ze zgodziłam sie na takie testowanie. To było zdecydowanie nie na moje nerwy i palce. Troszkę szkoda, bo muliny zostało na tyle, że spokojnie mogłam to samo wyhaftować na kawałku przeznaczonym na tył. Ale musiałabym mieć t na tamborku, a tu sie nie dało….
Koniec końców wyhaftowałam tę zakładkę i potem kolejne dni męczyłam się z jej obrąbieniem:

To co widzicie na zdjęciu powyżej to przód i tył zakładki jeszcze przed praniem. Wymęczona, wymiętolona, krzywa…
Nie wiem czy jeszcze zdecyduję się na testowanie na takich zasadach. Zdecydowanie wolałabym mieć większy kawałek materiału i sama wyciąć odpowiedni kształt po skończonej pracy.

Tak wygląda zakładka wyhaftowana w bólach, wymęczona, wyprana i wyprasowana.
I już w użyciu – musze przyznać. Choć jak pisałam wyżej – raczej już sie na to nie dam namówić.
Teraz powoli zaczynam hafcik SAL-owy, ale to już pokażę w następnym poście.
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze.
Powiem Ci szczerze,że niezbyt się mi podoba ta zakładka. Może jedynie sam napis fajny, ale sposób wykończenia to jakaś porażka. Obejrzałam sobie stronę z linku i wszystkie zakładki są tak samo zaprojektowane. Te strzępiące się rogi nie zachęcają do zakupu.
PolubieniePolubienie
Mam dokładnie takie same odczucia. Nijak mi sie to nie podoba. Pozdrawiam
PolubieniePolubienie