Jak już wiecie dopadł mnie zespół cieśni nadgarstka i to w obu rękach naraz. W poprzednich dwóch postach możecie zobaczyć że niemal na wszystkich zdjęciach noszę na rękach ortezy. Upał, nie upal ortezy i opaska jeździły ze mną (z nami) w samochodzie i zanim jeszcze wysiadłam z samochodu to ubierałam je na ręce. Nie powiem, że było to wygodne, ale cóż zrobić. Live is brutal, reszty nie dopiszę…
W pierwszy poniedziałek po urlopie miałam wizytę u Klinice u fizjoterapeutki, która po krótkiej rozmowie ze mną zawołała do gabinetu lekarza i razem ustaliliśmy dalszy plan działania. A plan było taki, że zaraz za tydzień, we wtorek 20 sierpnia przychodzę na zabieg…
Jeśli jesteście ciekawi jak taki zabieg wygląda w ogóle lub jak to wygląda w Niderlandach to służę opisem.
Po pierwsze na 2h przed zabiegiem trzeba zażyć nieśmiertelny w NL PARACETAMOL w ilości 2 x po 500g. Po drugie trzeba być w klinice 15 minut wcześniej i podpisać oświadczenie że zgadza się na zabieg i ze zostało się poinformowanym o możliwych komplikacjach. To taki standard. Po trzecie dostaje się znieczulenie miejscowe, trzy zastrzyki w nadgarstek które zaczynają działać błyskawicznie. Po czwarte zostaje nacięta dłoń powyżej nadgarstka, lekarz czyści kanał nadgarstka z drobinek kości oraz rozszerza go żeby ścięgna, żyły a przede wszystkim nerwy miały w nim więcej miejsca, po czym zszywa ranę.
Cały zabieg łącznie ze znieczuleniem, szyciem i opatrunkiem trwa około 30 minut. Pacjent znajduje się w pozycji leżącej i generalnie można zobaczyć, co lekarz nam robi. Ja się widoku krwi nie boję, otwarte rany mnie raczej nie obrzydzają, ale dla swojego poczucia komfortu wolałam tego nie oglądać.
Pielęgniarka i lekarz niemal cały czas prowadzili ze mną konwersację, a ja czułam takie jakby szarpnięcia ręką. Bólu podczas zabiegu nie czułam, za to ból ogromny był podczas podawania środków znieczulających rękę.
Założono mi 5 szwów i wielki opatrunek na rękę. Pielęgniarka pomogła mi powoli wstać i zaprowadziła mnie do rejestracji. Tam musiałam ustawić sobie wizyty na zdjęcie opatrunków oraz szwów. Dostałam też krzesło i szklankę wody. Po zapewnieniach że nic mi nie jest, czuję się dobrze i nie kręci mi się w głowie mogłam iść do domu. Oczywiście nie wskazane jest samemu wracać do domu, dlatego na parkingu czekał na mnie samochód z prywatnym kierowcą w osobie syna.
W domu pozostało mi siedzieć na kanapie z ręką uniesioną do góry i czekać aż znieczulenie przestanie działać, ręka przestanie mrowić i wróci mi czucie w palcach:

Po kilku godzinach takiego siedzenia wróciło mi czucie w palcach i przyszedł ból pooperacyjny. Na szczęście zalecony paracetamol 2 x 500mg co 6h dawał radę. Tyle, że ja wysiedzieć nie umiem bez roboty, a bez prawej ręki nic nie da się zrobić. Nawet laptop i tablet poszły w odstawkę…
Taki stan rzeczy nie trwał jednak w nieskończoność. Już w piątek rano, w 3 dniu od zabiegu byłam w Klinice zdjąć opatrunki i dowiedzieć się jakie ćwiczenia musze wykonywać, by w miarę szybko wrócić do sprawności.
Jeśli ktoś bardzo wrażliwy jest to proszę ominąć poniższe zdjęcie, ale jak ktoś ciekawy to zapraszam. Tak moja dłoń wyglądała po zdjęciu opatrunków:

Oczywiście z dnia na dzień wyglądało to o wiele lepiej, rana powoli się zabliźniała, zaschnięta krew zmywała się przy każdym ostrożnym myciu rąk a fioletowo-zielone siniaki zanikały. Tylko te nitki i węzełki przeszkadzały w normalnym funkcjonowaniu. O bólu nie wspomnę, bo nie był już taki tragiczny. W zasadzie od zdjęcia opatrunków tabletki przeciwbólowe już nie były mi potrzebne.
Dziesięć dni po zabiegu zdjęto mi szwy i ręka wyglądała już zdecydowanie lepiej:

Niestety do pełnej sprawności jeszcze było daleko. Potrzebny był czas i gimnastyka.
Zanim udało mi się normalnie w miarę normalnie używać prawej ręki to trochę potrwało. Nie mogłam unieść szklanki, ciągle ciężko było wsunąć spodnie, trudno było dłużej utrzymać długopis i wciąż nie mogłam prowadzić samochodu. Oczywiście z tygodnia na tydzień było coraz lepiej, ale patrząc z perspektywy pracodawcy fatycznie dość długo to trwało.
Zaczęło się też oczekiwanie na drugi zabieg…
Z doświadczenia napiszę: jeżeli zabieg był dobrze przeprowadzony, to wszystko minie, a po bliźnie nie będzie nawet śladu (co mnie zdziwiło najbardziej.;)) Ale trzeba się uzbroić w cierpliwość, bo rehabilitacja trwa. Trzymam kciuki, żeby u ciebie poszło szybciej niż u mnie! A swoją drogą, mnie całkowicie uśpili – co kraj to obyczaj.;)
PolubieniePolubienie
Od samego patrzenia na te rany bolą mnie nadgarstki. Ja na razie ćwiczę i masuję, może uda się uniknąć zabiegu.
Duuużo zdrowia!
PolubieniePolubienie
Dziękuję bardzo. Jak pisałam najgorzej boli zastrzyk a potem trochę po zabiegu. Życzę abyś nie musiała mieć zabiegu, ale czasem nie ma innego wyjscia niestety.
PolubieniePolubienie
Promyczku kochany, blizny faktycznie już prawie nie widać. Jak długo u ciebie trwała rehabilitacja, bo ja mam zamiar od stycznia do pracy iść.
PolubieniePolubienie
Szczerze, nie pamiętam, ale musiałam wziąć trzy tury ćwiczeń rehabilitacyjnych (na trzecie czekałam z pół roku, polskie realia). W każdym razie w lipcu miałam operację, we wrześniu wróciłam do pracy, ale oszczędzałam rękę, ile mogłam.
PolubieniePolubienie