Ameland

Ostatni mój post był jakiś tydzień temu więc teraz czas na kolejny.

Dziś jeszcze (niestety) nie będzie o żadnych robótkach ręcznych, bo nie ma się za bardzo czym chwalić. Paryżanki nadal nie oprawione, kolos nie ruszony, druty leżą…

Dziś pokażę Wam za to kolejny piękny zakątek Królestwa Niderlandów, który miałam okazję zobaczyć.

Dokładnie 15 lutego minęło równo 30 lat od dnia, kiedy ja i mój mąż spotkaliśmy się po raz pierwszy. Trzeba to było jakoś uczcić i z tej właśnie okazji zaplanowaliśmy sobie weekend tylko we dwoje.

Oczywiście musieliśmy zapewnić opiekę naszej 12 letniej córce i pieskowi. O kota nie musieliśmy się martwić, bo kot to takie stworzenie, że weekend w samotności przeżyje, o ile ma kuwetę i dostęp do wody i jedzenia. Na dorosłego syna nie mogliśmy liczyć, bo ten zakochany w dziewczynie z okolic Groningen miał już zaplanowany tygodniowy urlop z nią gdzieś tam w tych jej okolicach. Najstarsza  córka miała weekend wolny więc przyjechała z Arnhem specjalnie po to by wziąć najmłodszą i psa do siebie na ten weekend. U nas zostać nie chciała, bo jak stwierdziła na tej naszej wsi nie ma co robić, a w mieście to i kino, i sklepy, i McDonald i w ogóle lepiej. 

My mieliśmy zaplanowany weekend w hotelu Van Heeckeren w miasteczku Nes, na wyspie Ameland.

Ameland to jedna z kilku wysp znajdujących się na północy Niderlandów. Wysp tych jest kilka – Texel, Vlieland, Terschelling, Ameland i  Schiermonnikoog.  Wyspy te oddzielone są od stałego lądu akwenem wodnym, zwanym Morzem Wattowym. Jak się domyślacie na wyspy można dostać się głownie promem:

1.

Jako że był to luty, to chociaż było słonecznie to wiało jak diabli i niestety nasze zdjecia nie nadają się do publikacji 😉

Promem płynęliśmy równą godzinę. Obserwowaliśmy drogę morską, czyli skąd i dokąd płyniemy, piliśmy kawę na dolnym pokładzie i układaliśmy plan zwiedzania wyspy.

Na początek jednak po zameldowaniu w hotelu poszliśmy obejrzeć najbliższe okolice, poszukać sklepu z pamiątkami i restauracji. Wieczór zakończyliśmy siedząc w restauracyjnym ogródku z kawą i deserem przy ogniu i pod parasolem:

2.

Tu widać kawę, deser i ogień, a parasol i nas widać tu:

3.

Następnego dnia wybraliśmy się na zwiedzanie wyspy i dotarliśmy do miasteczka Hollum. Tam pospacerowaliśmy chwilkę po plaży a potem postanowiliśmy zwiedzić muzeum.

I znów trafiliśmy na coś, co znamy w historii – kolejny bunkier Wału Atlantyckiego:

4.

Tablica przedstawia dość dokładnie jak wyglądały w tym miejscu zabudowania i umocnienia w czasie II wojny światowej. Obiekt który pozostał do dnia dzisiejszego i który obecnie można zwiedzać to tzw. bunkier kuchenny, czyli bunkier w którym mieściła się kuchnia dla stacjonujących tutaj niemieckich żołnierzy. Obecnie w środku jest muzeum i można zobaczyć przedmioty z tamtego okresu.

Tak mniej więcej wyglądał wartownik-radiotelegrafista siedzący pod ziemią i wartownik obserwujący plażę i morze w oczekiwaniu na nalot aliancki:

5.

A tutaj niektóre przedmioty znalezione w okolicach bunkra i pozostałości z zabudowań:

6.

Po zwiedzeniu bunkra udaliśmy się w okolice latarni morskiej:

7.

Latarnia została zbudowana w 1880 roku na rozkaz holenderskiego króla Wilhelma III. Ma 55m wysokości i liczy 15 pięter, a na jej szczyt prowadzi dokładnie 236 stopni. Przeliczyłam i dokładnie tyle jest. A jak już tam wlazłam to oczywiście zrobiłam zdjęcie okolicy:

10.

Tak wygląda plaża i bunkier-muzeum z latarni morskiej. W oddali widać zarys kolejnej wyspy – Terschelling.

Idąc do góry liczyłam schody, idąc w dół oglądałam eksponaty, które są w latarni zgromadzone. Nie będę wam pokazywać wszystkiego. Dla mnie najciekawsze były gabloty w wystawą niemal wszystkich znanych latarni morskich. Tych z Polski również:

8.

Obok zdjęcie pokoju, w którym kiedyś normalnie pracował latarnik. Od 2004 roku latarnia jest w pełni automatyczna, czyli nie jest już obsługiwana przez człowieka i od 2005 roku udostępniona jest do zwiedzania. Dzięki temu można zobaczyć nie tylko jak wygląda latarnia w środku, czy jak wyglądały kiedyś lampy ale także jak i gdzie kiedyś spał pełniący służbę latarnik:

9.

Oprócz latarni morskiej w Hollum na wyspie Ameland jest jeszcze jedna budowla, pełniąca kiedyś funkcję latarni morskiej. Jest to znajdująca się w miasteczku Nes wolnostojąca dzwonnica. Wieża ta zbudowana została w 1664 roku. W 1732 roku została znacząco podwyższona by przez 150 lat (do czasu zbudowania latarni w Hollum) pełnić rolę latarni morskiej dla coraz bardziej rozwijającej się żeglugi:

11.

Jeśli przyjrzycie się budowli zauważycie duże metalowe cyfry oznaczające rok budowy wieży. Jak dla mnie jest to świetna sprawa, bo czarno na białym udokumentowany jest rok powstania budowli. Szary kartusz nad wejściem datowany jest na 1890 rok i oznacza datę renowacji wieży, czyli ponowne jej przekształcenie na „zwykłą” dzwonnicę. Najmłodszy z tego wszystkiego jest zegar z datą 2017 😉

Takie „datowe perełki” można znaleźć niemal na wszystkich budynkach w Nes:

12.13.

W niedzielę przed powrotem poszliśmy jeszcze pożegnać się z morzem. Pomimo tego że była koncówka lutego było słonecznie i w miarę ciepło:

14.

Plaża, morze i błękit nieba, a za morzem już tylko Norwegia 😉

Kochani moi, cieszę się ze dotarliście do końca tego długiego wpisu. ja wiem, że mój blog hafciarski powoli ewoluuje i zamiast być „hafciarski” staje się coraz bardziej osobistym. Ale lubię pisać i chcę wam pokazać ciekawe miejsca, takie które niekoniecznie znajdziecie w przewodniku. A coś o robótkach ręcznych też jeszcze będzie, obiecuję.

Dziękuję tym, którzy tu jeszcze zaglądają i pozdrawiam

2 uwagi do wpisu “Ameland

  1. elakochan's awatar elakochan

    Moje kolejne zaskoczenie odnośnie Holandii, czyli wyspy. Pierwszym było to, że wcale taka płaska nie jest, jak by się mogło wydawać z lekcji geografii w szkole.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do elakochan Anuluj pisanie odpowiedzi