Zoutelande – Riviera Niderlandów

Od mojego poprzedniego wpisu minął juz prawie miesiąc i czas napisać nowy, bo obiecałam Wam ostatnio, że nie będziecie musieli długo czekać.

W zasadzie plan był taki, że napiszę kolejnego posta w ciągu tygodnia, ale jak zwykle nie wyszło.

Dziś jeszcze nie będzie o robótkach ręcznych. Dziś będzie wycieczkowo 😉

Jednym z topowych holenderskich zespołów rockowych jest pochodzący z prowincji Zeeland zespół BLØF. W roku 2017 ukazał się ich kolejny album z piosenką pod tytułem „Zoutelande„. W zasadzie na początku nie bardzo miałam pojęcie o czym jest ta piosenka, ale ta melodia i nazwa „Zoutelande” długo za mną chodziły. Aż wreszcie znalazłam tekst i tłumaczenie i odkryłam, że w Niderlandach, w prowincji Zeeland jest wioska o takiej nazwie, a BLØF śpiewa o starym domku na plaży, w którym siedzi ze swoją dziewczyną popijając alkohol jej ojca 😀

Tak to mniej więcej jest w tej piosence.

Mnie zaintrygował ten stary domek na plaży i postanowiłam sprawdzić co to jest. Jako dziecko nie bywałam na plażach często i znam jedynie ze starych zdjęć plażowe kosze wiklinowe, potem leżaki i ostatnio ciągle widuję parawany więc tych domków byłam bardzo ciekawa.

Jako że 14 września mamy rocznicę ślubu to postanowiłam że z tej okazji wybierzemy się z mężem właśnie do Zoutelande.

Zoutelande nazywane jest Holenderską Rivierą. Piękne piaszczyste plaże nad którymi słońce świeci nieprzerwanie od wschodu aż do zachodu. Ja kocham morze i dla mnie ten wyjazd okazał się to był strzałem w przysłowiową dziesiątkę.

Wprawdzie troszkę obawiałam się że będzie zimno i deszczowo, bo gdy wyjeżdżaliśmy z domu w piątek to tak właśnie się u nas zapowiadało. Już na miejscu okazało się ze pogoda jest wprost wymarzona na taką wyprawę.

Niemal zaraz po zakwaterowaniu w domku z AirBnB wyruszyliśmy w kierunku morza, a gdy minęliśmy wysokie, porośnięte zielenią wydmy naszym oczom ukazał się taki widok:

1.

Zdjęcie zrobione jeszcze na szczycie wydmy, na schodach prowadzących na plażę i do nadmorskiej restauracji. Od razu można zauważyć te plażowe domki o których śpiewa BLØF. To takie plażowe mini-altanki w których Holendrzy trzymają wszystko, co może okazać się niezbędne do plażowania i kąpieli morskich – krzesełka plażowe, leżaki, stoliki, ręczniki, dmuchane materace i zabawki a niektórzy nawet naczynia jak kubki do kawy, talerzyki i sztućce. „Domki” nie mają wprawdzie elektryczności ale od czego są turystyczne kuchenki na butlę 😉

Podobno każda plaża wygląda tak samo, dlatego żeby nie było wątpliwości musiałam pokazać gdzie jesteśmy:

2.

Pokażę wam jeszcze piękny zachód słońca nad morzem:

3.

Prawda, że można się zakochać?

A jeśli dodać do tego pyszne jedzenie – świeżą morską rybkę z frytkami i surówkami – to już w ogóle żyć nie umierać:

4.

Najadłam się rybki za wszystkie czasy 😉

Sobotę również spędziliśmy na plaży. Przespacerowaliśmy się z jednego końca plaży na drugi. Ten „koniec” plaży to raczej pojęcie względne, bo nie bardzo wiem gdzie szukać początku tej plaży. Może w porcie we Vlissingen?

Dla nas początek plaży określiły wspominane już i pokazane na 1 zdjęciu schody. A tak wygląda kawałek plaży widziany stojąc prawie po kolana w morzu:

5.

Ja widać było ciepło i słonecznie, a nawet można było się opalać i kąpać. Pomimo połowy września Holendrzy chętnie korzystali z ciepłych dni. Plażowe domki cieszyły się powodzeniem, a kto nie miał domku rozkładał się po prostu na piasku.

My wprawdzie się nie kąpaliśmy, bo nie byliśmy przygotowani aż na tak piękną pogodę. Nasz błąd – to prawda. Moczyliśmy jedynie nogi i korzystaliśmy z pięknej pogody i super widoczków:

10.

Fajnie siedzieć tak na piasku obserwując przepływające obok statki różnego rodzaju – tankowce, kontenerowce i temu podobne. Wydawały się płynąć niemal na wyciągnięcie ręki:

7.

Na plaży spotkaliśmy dość dużo ludzi. Jedni się kąpali, inni opalali, a jeszcze inni bawili się z dziećmi czy psami. I nigdzie nie było parawanów…. 😉

Obiady jadaliśmy w restauracjach ustawionych niemal na plaży:

6.

To druga z odwiedzonych przez nas restauracji. Dal nas ta restauracja oznaczała koniec plaży. Oczywiście można było iść dalej, ale my w tym miejscu, po zjedzeniu obiadokolacji postanowiliśmy jeszcze odwiedzić drugą stronę szerokiej wydmy, czyli centrum miasteczka.

Zoutelande to obecnie miasteczko turystyczne, spokojne za dnia i ożywające wieczorem dzięki niezliczonym knajpkom i restauracjom. Znalezienie wolnego stolika w takim miejscu graniczyło niemal z cudem, ale na szczęście i dzięki pomocy obsługi nam się to udało i mogliśmy delektować się kawą, ciastkiem i drinkiem aż do północy.

Niedziela przywitała nas deszczem, ale szybko się rozpogodziło i po wymeldowaniu z apartamentu poszliśmy jeszcze pożegnać się z morzem.

Po drodze postanowiliśmy odwiedzić schowany głęboko w wydmach poniemiecki bunkier:

11.

Jak się okazało bunkier jest pozostałością umocnień Wału Atlantyckiego – czego wcześniej nie wiedziałam. Niby się człowiek uczył historii, ale jak się okazuje niewiele z niej pamięta 😉

Bunkier obecnie przerobiony na muzeum. Niestety godziny otwarcia nie pozwoliły nam na zwiedzenie bunkra, z czego najbardziej zawiedziony był mój mąż, jako dawny poborowy.

Nad morzem spotkała nas niespodzianka, bo morze nam troszkę jakby „uciekło”:

9.

Oczywiście to wina odpływu, ale my laicy nie obeznani z morzem na co dzień troszkę dziwnie się czuliśmy gdy w miejscu gdzie wczoraj można było pływać dziś można było spokojnie spacerować. I tylko omszałe paliki falochronu wskazywały poziom, gdzie jeszcze poprzedniego dnia była woda:

8.

Nie chciało nam się wracać do domu, więc przeciągaliśmy jak tylko mogliśmy. A tu jeszcze kawa w knajpce na plaży, a tu droga okrężna przez Westkapelle i Domburg i kilka innych miejsc do obejrzenia w planie ale niestety pogoda zepsuła się na całego, spadł rzęsisty deszcz i zrobiła się mgła niczym w listopadzie

Cieszę się jednak, ze poprzednie dni były zdecydowanie jeszcze letnie i mogliśmy odpocząć od spraw codziennych.

Kochani, kolejny post będzie o haftach, bo pewnie nie możecie się już doczekać postępów.

Dziękuję za wasze odwiedziny w tym miejscu i za to, że wciąż czekacie na moje wpisy. 

Ja postaram się doczytać wszystkie wasze blogi, które zaniedbałam przez ten rok.

Pozdrawiam serdecznie

 

4 uwagi do wpisu “Zoutelande – Riviera Niderlandów

  1. Pingback: Hoge Veluwe i The Streamers – Haftowany świat Iskierki

  2. Pingback: Hoek van Zeeland – Haftowany świat Iskierki

Dodaj komentarz