Wspomnienia z wakacji

Jak co roku o tej samej porze, czyli na przełomie lipca i sierpnia wybraliśmy się na wakacje do Polski.

Żeby odwiedzić rodzinę, ale żeby też i wypocząć.

Odwiedzanie rodziny zaczęliśmy z wielką pompą, bo zaraz następnego dnia po przybyciu byliśmy na imprezie urodzinowej u córki mojego szwagra. Julia weszła w dorosłe życie imprezą na 50 osób i zabawą niemal do białego rana. Jeśli dodać do tego fakt, że impreza odbywała się na świetlicy ogródków działkowych przy 35 stopniowym upale to moge powiedzieć ze wrażenia były wprost niezapomniane.

Resztę tygodnia spędziliśmy na odwiedzaniu bliższej i dalszej rodziny oraz przyjaciół.

Potem przyszedł czas na PRAWDZIWE wakacje. W tym roku było nas odrobinę więcej niż rok i dwa lata temu, bo w tym roku przyjechały do Polski także nasze starsze dzieci – syn (lat 23) i córka (lat 26) oraz jej chłopak, rodowity Holender.

Po drodze na wymarzone wakacje zrobiliśmy sobie krótki postój na kawę i papieskie kremówki:

1.

Z racji braku czasu (i chęci u naszych dzieci zarówno tych starszych jak i tych młodszych) nie zajrzeliśmy jednak do muzeum. No cóż, bywa i tak.

Tegoroczne wakacje w górach spędziliśmy razem w miejscowości Czerwienne, około 14 km od Zakopanego i tyle samo do Chochołowa. Mieszkaliśmy w pięknym drewnianym domku na Miętowej Osadzie:

2.

I muszę przyznać, że sprawdziło się powiedzenie, że do 3 razy sztuka. To były nasze (moje, męża i najmłodszej córki) już trzecie wakacje w górach, ale po raz pierwszy mieliśmy taki piękny widok z okna naszej sypialni:

3.

Dla niewtajemniczonych to samo zdjęcie, ale w przybliżeniu i z opisem:

3.

W słonecznych dniach widok naprawdę zapierał dech w piersiach. W domku mieliśmy wszystkie wygody typu kompletnie wyposażona kuchnia, wygodne łóżka oraz dwa telewizory. Do tego mieliśmy do dyspozycji dwie łazienki z których jedna wyposażona była w prysznic i wannę z hydromasażem oraz toaletę i umywalkę z wielkim lustrem a druga w prysznic z dyszami masującymi i deszczownicą oraz w toaletę i umywalkę z szafką. Full wypas jednym słowem.

Ja najbardziej cieszyłam się z dużego stołu w salonie, na którym mogłam sobie ustawić lampkę i robić sobie na drutach. Oczywiście na tarasie też było super:

4.

To co tam widać na zdjęciu to początek nowego sweterka. Tu już po trzecim i ostatnim na szczęście pruciu 😉

Jako że w pobliżu mieliśmy do wyboru aż 4 różne baseny termalne to oczywiście postanowiliśmy skorzystać.

Na początku naszego pobytu pogoda bardzo dopisała i wybraliśmy sie do Chochołowa. Korzystaliśmy z kąpieli solankowych oraz siarkowych, z basenów wewnętrznych i zewnętrznych, z kawiarni na górze jak i z barku w dolnym basenie, no i oczywiście ze zjeżdżalni. My z mężem i najmłodszą córką byliśmy tam już w zeszłym roku, a dla pozostałej trójki była to nowość.

Chochołowskie termy są największe w tamtej okolicy (o ile nie w całej Polsce) i naprawdę robią wrażenie. Niestety było tam zbyt dużo ludzi i nie zostaliśmy dłużej niż opłacone z góry 3h.

Jak to bywa na wakacjach w Polsce nie zawsze świeci słońce. Na chodzenie po górach w ulewnym deszczu nikt z nas nie miał ochoty. No ale skoro w basenach termalnych woda ma temperaturę 36 stopni Celsjusza, a do tego jest promocja popołudniowa w ramach której wchodzi się na basen od 16.00 i nie ma się limitu godzin to szkoda było nie skorzystać. I tak w deszczowy dzień wybraliśmy się do Term Bania w Białce Tatrzańskiej.

Mieliśmy ogromne szczęście, ze kupiliśmy bilety on-line dzień wcześniej, bo inaczej widząc tłum napierający na kasy biletowe chyba byśmy zrezygnowali… Na szczęście mogliśmy wejść niemal bez kolejki i korzystać ze wszystkich atrakcji aż do zamknięcia, czyli do 21.00.

I choć na początku deszcz lał się z nieba to nam siedzącym w wodzie o temperaturze 36 stopni zimno nie było. I podobnie jak w Chochołowie korzystaliśmy ze wszystkich atrakcji. A było z czego – baseny wewnętrzne, zewnętrzne, siarkowe, zjeżdżalnie, jacuzzi, sauny, niecka ze śniegiem, restauracje i bar wodny:

5.

Brakuje tu jedynie córki, ale tak się złożyło, że ktoś musiał nam to zdjęcie zrobić. A selfie niestety nie nadaje się do publikacji.

W kolejnym słonecznym dniu zabraliśmy młodych najpierw do Zakopanego na Krupówki, gdzie zjedliśmy pyszny obiad. Potem korzystając z biletów kupionych on-line i specjalnej wieczornej promocji wjechaliśmy całą piątką na Kasprowy Wierch.

Pojechaliśmy oglądać zachód słońca. Wjechaliśmy na górę kolejką o godzinie 18.30 i z samego szczytu przy stacji meteorologicznej mieliśmy takie widoki:

8.

Muszę przyznać, że nasze dzieci były zachwycone. Najbardziej zaskoczony i zachwycony widokiem był chłopak córki – rodowity Holender, który pierwszy raz w życiu był na takiej wysokości i mógł podziwiać góry.

Niestety wieczór był słoneczny ale zimny i nie doczekaliśmy zachodu słońca. I choć ostatni zjazd w tej wakacyjnej promocji był o 21.00 to my zjechaliśmy już tym o 20.00.

Następnego dnia już bez córki i jej chłopaka ale za to z synem wybraliśmy się znów do Zakopanego.  Tym razem mieliśmy bilety na wjazd kolejką na Gubałówkę i powrót kolejką z Butorowego Wierchu.

Planowaliśmy też kupić jakieś pamiątkowe drobiazgi na targowisku pod Gubałówką, gdzie złapała nas wielka ulewa i oprócz pamiątek musieliśmy zaopatrzyć się w peleryny.

Za to po deszczu wyszło słońce i już na górze poszliśmy na kawę i mega zapiekankę:

9.

Gdy zjeżdżaliśmy w Butorowego Wierchu świeciło słońce i dzięki temu mieliśmy wspaniałe widoki na Zakopane i okoliczne góry:

10.

Wycieczkę zakończyliśmy pod Wielką Krokwią w Szałasie Pod Reglami gdzie zjedliśmy pysznego pstrąga z grila:

11.

Żal było wyjeżdżać z Czerwiennego, ale niestety wszystko ma swój kres.

Za to już z będąc z powrotem w rodzinnych stronach wraz z najmłodszą córką odwiedziłam jedno faje miejsce niemal w samym centrum Katowic.

Ale żeby nie przedłużać zostawię to sobie na następny post

3 uwagi do wpisu “Wspomnienia z wakacji

  1. Pingback: Summer de Tour – Haftowany świat Iskierki

Dodaj odpowiedź do Ania D Anuluj pisanie odpowiedzi