"Jesteśmy na wczasach, w tych góralskich lasach…"

 A raczej byliśmy. Przez całe 7 dni. W Ustroniu. Wypoczywaliśmy…

O tak:

Mieszkaliśmy w takim „apartamencie”:

To okno u góry to właśnie ten nasz „apartament” – 2 osobowy pokój z łazienką i własnym TV.

Dwuosobowym pokojem był tylko z nazwy, bo spaliśmy tam we trójkę – ja, mąż i nasza najmłodsza pociecha. Na szczęście łóżka były dwa więc córka spałą osobno…
Nasz pokoik znajdował się w wolnostojącym domku. Pokoików było w sumie 8, wszystkie miały dostęp do aneksu kuchennego. Jednego na cały domek. Nie muszę chyba dodawać, ze w porach posiłków (szczególnie śniadań) robiło się tam tłoczno…
Ale, nie narzekajmy. Ważne, że miałam dostęp do własnego prysznica i nie musiałam czekać w kolejce do toalety…
Minusem był fakt, że ściany domku były bardzo cienkie. I że niektórzy mieszkańcy nie potrafili odpowiednio zająć się dziećmi, które od 7.00 rano darły się jak obdzierane ze skóry…
Sorki, musiałam.
Też mam dzieci i rozumiem, że czasem mogą płakać. Rozumiem płacz, ale nie rozumiem, że rodzic może nie reagować na dzikie wycie swojego dziecka o 7.00 rano…
Dużym plusem były natomiast wygodne łóżka. Dzięki nim pomimo regularnych pobudek o 7.00 rano czuliśmy się wyspani i wypoczęci.
No ale nasz urlop nie polegał tylko i wyłącznie na siedzeniu w pokoju, tudzież na leżakach przed domem.
Codziennie urządzaliśmy sobie bliższe i dalsze wycieczki. 
Przedeptaliśmy Ustroń Centrum chyba wzdłuż i wszerz. Spacerowaliśmy nad Wisłą za rączkę, jak zakochani:
Podziwialiśmy wiodoki bliższe i dalsze. Tu widok ze Skalicy na zbocza Czantorii:

Prawda, że pięknie? Ale to nie wszystko.

Wjechaliśmy kolejką linową na Polanę Stokłośnicę:

A potem wdrapaliśmy się na sam szczyt Czantorii Wielkiej:

Wleźliśmy też na wieżę widokową by podziwiać panoramę Beskidu Śląskiego i nie tylko:

Odwiedziliśmy także Sokolarnię, gdzie wśród całej rzeszy drapieżników siedziała Hedwiga:

Był też orzeł bielik:

Również w Leśnym Parku Niespodzianek czekały na nas drapieżniki. Można było nakarmić zwierzątka:

Można było obejrzeć loty sów oraz jastrzębi. Można było też zrobić sobie fotkę, z czego moja córka zafascynowana Harrym Potterem i jego sową niezwłocznie skorzystała:

Kolejnego dnia wybraliśmy się w podróż Ustrońską Ciuchcią:

Wybraliśmy trasę nr 3 – najdłuższą, bo prawie 3,5 godzinną. Byliśmy między innymi na rynku w Wiśle po kolejnych pasażerów i w pobliżu Pałacu Prezydenckiego. Z drogi mogliśmy zobaczyć willę Adama Małysza oraz wylęgarnię i hodowlę pstrąga.
odwiedziliśmy też skocznię narciarską im. Adama Małysza w Wisła Malinka, którą mogliśmy podziwiać zarówno z dołu:

Jak i z góry:

Od razu przypomniał mi się tekst Piotra Żyły – „fajeczka, garbik i poleciało” 😉
Ciuchcia zawiozła nas też nad zaporę na Wiśle w Wisła Czarne:

A na koniec wycieczki przewodnik dał się namówić na wspólne foto:

Kolejnym naszym celem był Stożek. Na początku planowałam, że to od niego właśnie zaczniemy całe nasze wędrowanie. Z lat młodzieńczych pamiętałam, że chodziliśmy po górach właśnie od Wisły Głębce lub Łabajów na Stożek, potem Soszów i dalej na Czantorię by zejść (lub zimą zjechać na tyłku) brzegiem nartostrady do Ustronia Polany.

Obawiałam się jednak czy podołamy – ja z moimi bolącymi biodrami i kolanami no i moje 9 letnie dziecko.
Dlatego trzeba było mierzyć siły na zamiary i rozłożyć wycieczkę na etapy. Wyruszyliśmy więc do Wisły Łabajów, gdzie zaparkowaliśmy samochód na leśnym parkingu i powędrowaliśmy na Stożek. Okazało się jednak – o czym nie wiedziałam wcześniej – że od 2005 roku na Stożek można wjechać kolejką linową. Widoki bezcenne:

Szczyt zdobyty:

Schronisko, które za rok obchodzić będzie 100 lecie swojego istnienia, a które nie zmieniło się nic od mojej ostatniej w nim bytności, czyli przez około 30 lat…

Widok spod schroniska zawsze zapierał dech w piersiach. Szkoda ze teraz było mglisto i dżdżysto:

W kolejnym dniu odwiedziliśmy Wisłę:

Była fontanna we Wiśle:

I była Wisła we Wiśle:

I rozśpiewany i roztańczony amfiteatr we Wiśle:

I oczywiście pamiątkowe zdjęcie też musiało być:

A propos pamiątek… Córce spodobały się regionalne stroje i sama zapragnęła taki mieć, więc teraz mam w domu małą góralkę:

A mój małżonek też będzie się bawić w górala. Dziś na ścianie naszej sypialni zawisło to:

Wakacje w górach uważam za super udane. 
Pozostałe dwa tygodnie wakacji tradycyjnie już spędziliśmy na odwiedzaniu bliższej i dalszej rodziny. Na szczęście pogoda nam dopisała niemal w 100%.
Teram mam jeszcze tydzień na odpoczynek o tych wszystkich wrażeń i wakacyjnych wojaży, ale niestety – co dobre szybko się kończy. Trzeba powoli wracać do rzeczywistości 😉
Dziękuję Wam za Wasze komentarze pod poprzednim postem. Tunika już jest cała i gotowa. Trzeba ją jeszcze wyprać i wysuszyć a potem można nosić. Robi się już sukienka z tej samej włóczki (inny kolor) i z odrobinę innymi ażurami. Już się naumiałam ich robić i jak na razie idzie mi dobrze. Pruć nie muszę. 
Pochwalę się wkrótce.
Pozdrawiam

 

6 uwag do wpisu “"Jesteśmy na wczasach, w tych góralskich lasach…"

  1. Świetnie, że odpoczęłaś 🙂 W Ustroniu bywałam (i obym była w tym roku!!) na Zjazdach Zakręconych 🙂 Z miejscówek – polecam Pensjonat Źródełko, świetne jedzenie 😀 I – to pensjonat prowadzony przez rodziców Piotrka Żyły 😀

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi