Gdyby kózka nie skakała….

…toby nóżki nie złamała – tak głosi ludowe przysłowie. I chociaż „kózka” (czyli ja) nie skakała to nogę sobie niestety złamała…
Tak się kończą świąteczne porządki:

Głupia sprawa. Okna umyłam, firanki powiesiłam, z drabiny nie spadłam. Można by powiedzieć, że przewróciłam się niemal na prostej drodze… Niemal, bo noga mi się omsknęła z dwóch schodków prowadzących z domu do ogródka. Po prostu poleciałam na pysk… Spieszyłam się, a podobno jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy…
Zdrachałam lewe kolano do krwi i złamałam kości prawej stopy. Teraz jestem uziemiona na kanapie w salonie, bo chodząc o kulach nie tylko że niewiele zrobić mogę, to jeszcze strasznie się męczę.
Święta spędzę w tej samej pozycji na kanapie. No może ewentualnie przy pięknej pogodzie (na którą się na razie nie zapowiada) pokuśtykam sobie na ogród… Albo nie, bo jeszcze złamię drugą nogę 😀
Jedyny plus to fakt, że teraz mam dużo więcej czasu na haft…
Ostatnio u mnie „na tapecie” pamiątka ślubna.
W zeszłą niedzielę zrobiłam zdjęcie bo musiałam przesunąć tamborek i mój haft wyglądał wtedy tak:

Te białe plamy to brak jednego koloru, który miałam zamówić ale jak zwykle u mnie zapomniałam.
Stwierdziłam, że już nie będę go zamawiać, bo do świąt i tak nie dojdzie. Postanowiłam jednak w środę wybrać się na bazarek na zakupy i przy okazji odwiedzić tubylczą pasmanterię.
Nie zdążyłam. We wtorkowe popołudnie złamałam nogę i teraz lipa – koloru nadal brak.
No ale żeby nie siedzieć tak całkiem bezczynnie to poleciałam dalej i wczorajszym wieczorem moja robótka wyglądała tak:

Ach, jeszcze zapomniałam napisać, że przy okazji rozpoczęcia trzeciej strony wzoru odkryłam błąd kolorystyczny i musiałam pruć. Na szczęście nie dużo, ale dzięki temu kolory na dłoni zaczęły mi bardziej pasować do całości.
Jeszcze trochę i koniec, tylko…. nie wiem po co ja się teraz tak spieszę?
Z wyjazdu do Polski musiałam zrezygnować, bo z gipsem, dzieckiem i bagażami to w busie sobie raczej nie poradzę.  Tym samym na ślub też nie pojadę…
Posłać pocztą w ramce za szkłem nie poślę, bo się zniszczy….
Mogę jedynie posłać mojej mamie z prośbą o szybkie oprawienie i zabranie ze sobą na ślub…
I chyba tak właśnie zrobię. Jutro poślę syna do tej pasmanterii bo ten jeden brakujący kolor, przez święta się sprężę i skończę a potem wyślę mamie.
Tylko czy mama znajdzie ramiarza, który zrobi jej ramę od ręki…

Magdus208 – ja widziałam go wyhaftowany, tyle ze w oryginalnej palecie Anchor. Warto go haftować.
Sylwia Falliopa – a co cię tak przeraziło? Bo jeśli czytelność wzoru to muszę ci powiedzieć, że na początku tez miałam tragiczny schemat. Dopiero niedawno przeszukałam grupy na FB i znalazłam super czytelny wzór. Polecam

Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem.
Basia K – nie ma się czego bać. Na początek polecam poszukać SAL-a z jakimś prostym wzorem i dłuższym terminem haftowania, a potem sama zobaczysz że wsiąkniesz 😉
Agnieszka R – a żebyś wiedziała, w tym wypadku to była megaturbo igiełka 😀
Anek73 – niestety tydzień nie należy do udanych, ale tak to już w życiu bywa 😉

Pozdrawiam serdecznie

14 uwag do wpisu “Gdyby kózka nie skakała….

  1. Witam, gdy zobaczyłam i przeczytałam, brakuje mi słów, bo zrobiłam to samo przed bożenarodzeniowym, noga w gipsie i cały staw skokowy.Bardzo dobrze rozumiem to zmęczenie,ja dopiero od trzech tygodni powoli uczę się chodzić, ale wesołych i pogodnych świąt życzę, pozdrawiam

    Polubienie

  2. Pingback: Nowy rok, nowe możliwości… – Haftowany świat Iskierki

Dodaj odpowiedź do Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi