Irish Coffe…

… czyli kawa nr 4:

Haftowało się ją całkiem przyjemnie. Kojarzyła mi się z piosenką T.Love – „Ajrisz”:

Prostych słów się boi największy nawet twardziel 

Proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej 

Mówią że mnie kochasz i że mną nie wzgardzisz 

Prawdziwa moja miłość nazywa się Ajrisz 
Oczywiście żeby nie było tak pięknie, to musiałam dwa razy pruć spory kawałek ramki…. Pierwszy raz, gdy okazało się, że zaczęłam haftować w złym miejscu i ramka nie połączy się z górną tam gdzie powinna, a drugi raz, gdy okazało się, że kawa nr 5 nachodzi na ramkę…. Na domiar złego skończył mi się jeden z kolorów ramki i muszę zamówić…
A tak wygląda kanwa w całości:
Przy okazji przypomniało mi się, że chociaż nigdy jeszcze nie piłam Irish coffe, to mam w domu specjalną szklankę:
Takich szklanek miałam kilka, z zielonym napisem Irish Coffee i złotym rantem. Kupiłam kiedyś kilka takich szklanek w holenderskim secondhandzie. Niestety, mojej mamie i teściowej tak się spodobały, że każda wzięła po jednej na pamiątkę. Mnie została ta jedna, szkoda tylko, że jej ozdoby nie wytrzymały próby mycia w zmywarce…

6 uwag do wpisu “Irish Coffe…

Dodaj komentarz