-
Gdyby kózka nie skakała….
…toby nóżki nie złamała – tak głosi ludowe przysłowie. I chociaż „kózka” (czyli ja) nie skakała to nogę sobie niestety złamała…
Tak się kończą świąteczne porządki:Głupia sprawa. Okna umyłam, firanki powiesiłam, z drabiny nie spadłam. Można by powiedzieć, że przewróciłam się niemal na prostej drodze… Niemal, bo noga mi się omsknęła z dwóch schodków prowadzących z domu do ogródka. Po prostu poleciałam na pysk… Spieszyłam się, a podobno jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy…
Zdrachałam lewe kolano do krwi i złamałam kości prawej stopy. Teraz jestem uziemiona na kanapie w salonie, bo chodząc o kulach nie tylko że niewiele zrobić mogę, to jeszcze strasznie się męczę.
Święta spędzę w tej samej pozycji na kanapie. No może ewentualnie przy pięknej pogodzie (na którą się na razie nie zapowiada) pokuśtykam sobie na ogród… Albo nie, bo jeszcze złamię drugą nogę 😀
Jedyny plus to fakt, że teraz mam dużo więcej czasu na haft…
Ostatnio u mnie „na tapecie” pamiątka ślubna.
W zeszłą niedzielę zrobiłam zdjęcie bo musiałam przesunąć tamborek i mój haft wyglądał wtedy tak:Te białe plamy to brak jednego koloru, który miałam zamówić ale jak zwykle u mnie zapomniałam.
Stwierdziłam, że już nie będę go zamawiać, bo do świąt i tak nie dojdzie. Postanowiłam jednak w środę wybrać się na bazarek na zakupy i przy okazji odwiedzić tubylczą pasmanterię.
Nie zdążyłam. We wtorkowe popołudnie złamałam nogę i teraz lipa – koloru nadal brak.
No ale żeby nie siedzieć tak całkiem bezczynnie to poleciałam dalej i wczorajszym wieczorem moja robótka wyglądała tak:Ach, jeszcze zapomniałam napisać, że przy okazji rozpoczęcia trzeciej strony wzoru odkryłam błąd kolorystyczny i musiałam pruć. Na szczęście nie dużo, ale dzięki temu kolory na dłoni zaczęły mi bardziej pasować do całości.
Jeszcze trochę i koniec, tylko…. nie wiem po co ja się teraz tak spieszę?
Z wyjazdu do Polski musiałam zrezygnować, bo z gipsem, dzieckiem i bagażami to w busie sobie raczej nie poradzę. Tym samym na ślub też nie pojadę…
Posłać pocztą w ramce za szkłem nie poślę, bo się zniszczy….
Mogę jedynie posłać mojej mamie z prośbą o szybkie oprawienie i zabranie ze sobą na ślub…
I chyba tak właśnie zrobię. Jutro poślę syna do tej pasmanterii bo ten jeden brakujący kolor, przez święta się sprężę i skończę a potem wyślę mamie.
Tylko czy mama znajdzie ramiarza, który zrobi jej ramę od ręki…Magdus208 – ja widziałam go wyhaftowany, tyle ze w oryginalnej palecie Anchor. Warto go haftować.
Sylwia Falliopa – a co cię tak przeraziło? Bo jeśli czytelność wzoru to muszę ci powiedzieć, że na początku tez miałam tragiczny schemat. Dopiero niedawno przeszukałam grupy na FB i znalazłam super czytelny wzór. PolecamDziękuję za komentarze pod poprzednim postem.
Basia K – nie ma się czego bać. Na początek polecam poszukać SAL-a z jakimś prostym wzorem i dłuższym terminem haftowania, a potem sama zobaczysz że wsiąkniesz 😉
Agnieszka R – a żebyś wiedziała, w tym wypadku to była megaturbo igiełka 😀
Anek73 – niestety tydzień nie należy do udanych, ale tak to już w życiu bywa 😉Pozdrawiam serdecznie
-
Sal Tea Time – motyw 7
W międzyczasie zanim przyleciały do mnie brakujące kolorki do pamiątki ślubu machnęłam kolejny motyw Sal-u Tea Time.
Słowo „machnęłam” jest tutaj jak najbardziej na właściwym miejscu, ponieważ wzór powstał dosłownie w parę godzin.
A że akurat dziś wypada pierwsza sobota miesiąca kwietnia, to się chwalę:Haftowało się naprawdę bardzo przyjemnie.
Przy okazji przesuwania tamborka zrobiłam zdjęcie całości:Jeszcze dwa motywy i koniec….
Pozdrawiam
-
Jakoś nie miałam weny…
do napisania posta…
Zbieram się już od kilku dni i zawsze coś mi przeszkodzi.
Albo jestem zmęczona, albo znajdę coś ciekawego w internecie, albo w końcu ktoś z rodziny tudzież znajomych zabawia mnie konwersacją na fb/gg
Po skończeniu całej strony w Victorian Garden miałam zacząć kolejną stronę w Widoku z Okna.
Miałam, ale nie zaczęłam.
Zachciało mi się pracy dorywczej i zostałam listonoszem…. Wprawdzie to tylko 2 razy w tygodniu (wtorek i piątek), ale musiałam przeorganizować cały swój czas tak, by zdążyć zawieźć/odebrać dziecko ze szkoły, zająć się domem (wiadomo – zakupy, sprzątanie, pranie, gotowanie) i oczywiście znaleźć czas na haft.
A czasu zrobiło się zdecydowanie mniej, a wszystko z tego powodu, że firma w której pracuję dostarcza przesyłki swoim listonoszom wprost do domu. Dostaję je dzień wcześniej (poniedziałek, czwartek) w plastikowych pojemnikach i muszę sobie je posortować najpierw wg ulic, a potem każdą ulicę wg numerów. Czasem przesyłek jest mało, czasem więcej i samo segregowanie trwa 1-1,5h, a ja mam dwa rejony do obejścia, więc kolejne 3-4h…
Tym oto sposobem mój wolny czas znowu się trochę skurczył.
Na dodatek niespodziewanie dostaliśmy zaproszenie na ślub do mojego kuzyna i to już na 2 maja…
Moje HAED-y poszły więc w odstawkę, a ja zaczęłam szukać jakiegoś ciekawego wzoru na pamiątkę ślubu….
Ciekawego, no i oczywiście takiego, którego zdążę wyhaftować…
Mój wybór padł na ten oto wzór:Niestety rozpiska tego wzoru jest na Anchor, a ja haftuję DMC. Troszkę więc potrwało, zanim to odpowiednio przekonwertowałam. Tym bardziej, że niektóre konwertery znalezione w internecie podawały kompletnie inne numery mulin.
Jakoś to jednak ogarnęłam i postawiłam pierwsze krzyżyki:Akurat miałam dzień wolny i kilka godzin później miałam już tyle:
Tradycyjnie brakowało mi 2 kolorów, ale te co miałam nie tak do końca mi pasowały.
Agnieszka z bloga Haftowane zacisze Agnes pokazała mi jednak swój obraz haftowany oryginalnymi nićmi Anchor i generalnie te kolory się pokrywały. Postanowiłam więc nie przerywać.
Dotarłam do końca pierwszej strony wzoru:Przy palcach też kolory nie do końca mi współgrały, jednak gdy popatrzyłam na całość z pewnej odległości, okazało się, że kolory wcale się nie „gryzą”.
Stan na dzień dzisiejszy jest taki:
Mam nadzieję, że najpóźniej w niedzielę uda mi się ukończyć drugą stronę.
Dziękuję za wszelkie komentarze odnośnie Victorian Garden. A co do pudełka, to sprawdza się naprawdę rewelacyjnie i zdecydowanie przydało by się jeszcze jedno 😉
Agnieszka D – na szczęście to „tylko” wersja mini, bo nie wiem czy bym dała radę…
Anula – masz rację – warto się trochę pomęczyć. Mam nadzieję że kolejne strony będą mniej pikselowate 😉
eleila – trochę mnie to przeraża, że to DOPIERO jedna strona…. 😉
Ewa Staniec-Jakuszek – mam nadzieję, że wszelakie niezamierzone oczywiście błędy „schowają się” w tłumie tych wszystkich kolorowych krzyżykówSerdecznie pozdrawiam
-
CANDY u Hanulka
Hania na swoim blogu ogłosiła CANDY na powitanie Wiosny. Dawno się w nic nie bawiłam, więc dziś postanowiłam spróbować szczęścia. Zwłaszcza, że Hania robi przecudowne prezenty.
Oto banerek do zabawy:Kto chętny ma jeszcze dużo czasu by się zapisać 😉
Pozdrawiam
-
SAL Victorian Garden – etap 1
W czwartek rano nadszedł ten czas, w którym mogłam powiedzieć, że ukończyłam całą jedną stronę w moim Mini Victorian Garden… Dobrze, że organizatorka zrezygnowała z konkretnych terminów w jakich trzeba się zmieścić, bo ja akurat bym się nie zmieściła… Haftujemy we własnym tempie i dzięki temu nie muszę się stresować.
A teraz pokaz mojej pracy:W sumie to zrobiłam więcej niż 1 stronę. Zawsze zaczynam od dołu, a tutaj dół obrazka to dodatkowe 35 rzędów krzyżyków na stronie. W sumie ten fragment to około 10 800 krzyżyków…
Dużo. Na dodatek niemal każdy krzyżyk jest w innym kolorze a ja wybrałam złą metodę haftowania i na 200% zrobiłam kilka błędów. Mam jednak nadzieję, że w ogólnym rozrachunku tego nie będzie widać.
Przy okazji pochwalę się moim nowym „wynalazkiem”. Do obu HAED-ów muliny trzymam w woreczkach. Takich zwyczajnych, śniadaniowych. Do „Widoku z Okna” używam dodatkowo obręczy, na których wieszam bobinki i zaczęte pasma muliny (których nie zdążyłam z lenistwa nawinąć na bobinki). Strasznie mnie te woreczki przy Victorian Garden denerwowały, bo szukając nowego koloru musiałam wysypywać wszystko…
Potrzebowałam czegoś innego…
Rozejrzałam się po kuchni i… BINGO!
Kiedyś w prezencie dostałam zestaw herbat Lipton w bardzo fajnym blaszanym pudełku:Herbaty się skończyły, a pudełka szkoda mi było wyrzucić…
Chwila namysłu i…. TADAM!Sprawę ułatwił fakt, że w pudełku były już kartonowe „pojemniczki”, w których kiedyś znajdowały się herbaty – w każdym inny smak.
Dzięki temu mogłam sobie trochę muliny posegregować numerami – 100, 200, 300 itp.
Nie na darmo mówią, że potrzeba matką wynalazków 😉Teraz muszę odpocząć od pikselozy. Mam w planach dwa szybkie (mam nadzieję) i małe hafty, z którymi chciałabym się uporać do końca kwietnia… Zobaczymy jak mi pójdzie…
Dziękuję za wszelkie komentarze, jakie u mnie pozostawiacie.
Anek73 – wiesz, tak jakoś to odczytałam, napisałaś w poście że „męczysz się” z HAED-em już kilka lat….
Agnieszka D – super że mnie rozumiesz 🙂
Margotka – dziękuję za zaproszenie. Jak zwykle przegapiłam…
Renka – dziwi mnie tylko, że reszta uczestniczek się nie zorientowała…Pozdrawiam
-
Sal Tea Time – motyw nr 6
Generalnie cały wolny czas spędzam nad obrazem Mini Victorian Garden. Chwytam za robótkę w każdej wolnej chwili, a zdarzają się dni, kiedy mam wolne od 3 do 5 godzin i wtedy to się dopiero dzieje….
Nie zapomniałam jednak od innym Salu – o Tea Time i w minioną środę ochoczo zabrałam się do kolejnego motywu.
Pracowicie stawiałam krzyżyki korzystając z wolnego dnia, z faktu ze są ferie i nigdzie nie muszę się spieszć. Co więcej korzystając z faktu ze jest wyjątkowo brzydka pogoda i nie ma jak wyjsc na dwór, a dziecię moje wyjątkowo grzecznie bawi się sama….
I tak dość szybko uwinęłam się z krzyżykami i zaczęłam konturować. I nagle ZONK….
Konturowanie zbliżało się do końca, a do mnie dotarło, że na wydruku czegoś brakuje, że nie mam dolnego kawałeczka serwetki….Tak to właśnie wyglądało… Musiałam odłożyć haft. Sprawdziłam swoje wydruki, pliki w komputerze, napisałam email do organizatorki – i nic. Kawałka motywu brakuje nadal, a organizatorka zajęta pewnie prywatnymi sprawami nie zajrzała na pocztę.Dzięki grupie na fb dostałam jednak nie tylko brakujący kawałek, ale też i cały wzór, za co serdecznie dziękuję.Tak wygląda kompletny, 6 już motyw Salu Tea Time:Niewiele brakowało, ale jaka różnica, prawda?A tak wygląda wszystkie 6 motywów razem:Jeszcze 3 motywy i niestety koniec zabawy :(. Trzeba będzie znaleźć nową…Bardzo Wam dziękuję za gorący doping przy Victorian Garden. Nie rzucę haftu w kąt, bo jednak troszkę wniego zainwestowałam (zakup wzoru, materiału, mulin, nie licząc mojego czasu).Troszkę mnie te pikselki męczą, ale wiem, że warto się poświęcić, a czasem ponarzekać 😉Vipek – mam laptopa, tableta i tp. ale nie przekonasz mnie do haftowania z ekranu. Już próbowałam i wiem, że to nie dla mnie. Po pierwsze oczy – męczą się od ciągłego patrzenia w ekran. Po drugie fakt, że po kartkę sięgam i ją mam od razu. Nie ważne czy odłożyłam haft na minutę czy na godzinę. A tablet/laptop lubi się wyłączać po iluś minutach bezczynności i trochę trwa zanim się znów włączy. Inna sprawa, że trzeba toto co jakiś czas ładować. Pomijam koszty prądu, chodzi mi raczej o pracy urządzenia „na kablu”…To moje subiektywne odczucia i nie chcę nikomu ich narzucaćPromyk – dziękuję. Nie umywa się do Twoich karteczekMarii Rolvik – dziękuję za radę, ale pozostanę przy formacie A4 z przyczyn technicznych.Jeszcze raz dziękuję za pozostawione komentarze.Pozdrawiam serdecznie -
Pikseloza totalna….
Pamiętacie reklamę czekolady Milka?
„A świstak siedzi i zawija je w te sreberka…”Ja tak jak ten świstak siedzę i dłubię, stawiam krzyżyk za krzyżykiem, szukam symbolu po schemacie, koloru muliny we woreczku i miejsca na kanwie w którym trzeba postawić kolejny krzyżyk danego koloru…
Schemat HEAD-a Mini Victorian Garden po wydrukowaniu okazał się zdecydowanie mniejszy niż ten z Widoku z Okna. Jedna kartka A4 Widoku z okna zawiera 5330 krzyżyków, podczas gdy na stronie A4 Victorian Garden jest 7840 krzyżyków…
Symbole są mniejsze i mniej widoczne. Często-gęsto zdarza mi się patrzeć na schemat jak przysłowiowa sroka w kość by znaleźć kolejny symbol, by po chwili, gdy już zakończę nitkę okazało się że przeoczyłam 1-2 symbole…
Masakra
Przyznam się ze dopada mnie zniechęcenie, a to dopiero pierwsza strona….
Musiałam przesunąć tamborek więc mogłam zrobić zdjęcia:Z bliska i z daleka:
Przyznam się, że dopiero patrząc na to drugie zdjęcie widzę dokładnie, że przy stole stoją krzesła. Wcześniej, z odległości nitki byłam nieomal pewna, że żadnych krzeseł tam nigdy nie będzie i że na 100% walnęłam gdzieś byka…
Oczywiście byka walnęłam i to pewnie niejednego. Przy takiej pikselozie bardzo trudno jest znaleźć odpowiednie symbole….
Zaczęłam nawet żałować, że nie robię tego obrazu 1 nitką. Pewnie byłoby ładniej, ale teraz już za późno na takie myślenie.
Teraz trzeba dokończyć stronę. Jeszcze „tylko”. „jakieś” 3200 krzyżyków….
Świerzbią mnie już łapki do innych haftów, ale najpierw trzeba skończyć tę stronę…
Ale żeby nie było, że nie zrobiłam sobie przerwy w haftowaniu to pochwalę się karteczką, którą zrobiłam dla mojej mamy na urodzinki:Wiem, że nie jest idealna, ale mamie się podoba i o to w właśnie chodzi 😉
Dziękuję Wam za pozostawione komentarze.
Cytrulina – no właśnie jeszcze kilka obrazków i koniec zabawy 😦
Agnieszka Wardzińska – z tego co zdążyłam się zorientować to są osoby, które kupują specjalną aplikację na tablet, żeby móc haftować z ekranu… jakoś sobie tego nie wyobrażam….
Sylwia Falliopa – nie kiedyś, teraz! kanwa w dłoń i do dzieła 😉
Tami – dziękuję i serdecznie zapraszam 🙂Pozdrawiam serdecznie
-
SAL Tea Time – sztućce
Jak już pisałam w poprzednim poście w miniony poniedziałek miałam nagle duuuuużo czasu i zajęłam się haftowaniem kolejnego elementu z SAL-u Tea Time.
Tym razem „na tapecie” sztućce.
Haftowanie zajęło mi całe… 4 godziny, a kontury 5 minut. Aż 4 godziny, bo miałam żle wydrukowany schemat, nie miałam juz papieru do drukarki i musiałam haftować z ekranu laptopa, a tego baaaardzo nie lubię 😉
No ale dałam radę i moje sztućce wyglądają tak:Niestety gapa jestem i nie zrobiłam zdjęcia całości…. No w sumie może to nie przez gapiostwo a raczej z wrażenia po tym jak zadzwonił telefon z wiadomością o której wspominałam we wczorajszym poście 😉
Pomijając to – tamborek już przełożyłam dalej i naprawdę szkoda mi czasu na jego zdejmowanie i zakładanie…. Przecież ten czas mogę spożytkować inaczej, nieprawdaż? 😉Dziękuję za wszystkie komentarze pozostawione od poprzednim postem.
Pozdrawiam bardzo serdecznie
-
To się porobiło….
W ostatnim poście pisałam, że wszyscy jesteśmy chorzy a ja generalnie czuję się przemęczona. Praca, dom, dziecko, choroby – taki kierat mnie wykańczał…
Dwa dni po napisaniu tego posta dowiedziałam się, że niestety praca właśnie się kończy, że teraz mają bardzo mało zamówień i dlatego ja z koleżanką mamy przymusowe 3-4 tygodnie wolnego… Tak to jest w Holandii, gdy się pracuje przez biuro pracy. Na pocieszenie powiedziano nam, że po pierwsze osoby na stałych kontraktach też będą miały więcej wolnego, a po drugie zawsze możemy tam wrócić…. za miesiąc.
Generalnie to nie wiedziałam czy sie śmiać czy płakać, bo z jednej strony miałam perspektywę spędzenia kilku spokojnych tygodni z haftem w ręku, ale z drugiej strony przez te kilka tygodni ja bez pracy, mąż bez pracy i żadnego zasiłku czyli nieciekawie….
Jakoś przepracowałam te dwa ostatnie dni, ale w domu nie miałam nastroju nawet na kilka krzyżyków. Do tego moja mama szykowała się do powrotu do Polski a więc zakupy, pakowanie… brak czasu spokojnie przysiąść i cokolwiek zrobić.
Jednak przez weekend coś tam podłubałam i w niedzielę wieczorem mój HAED wyglądał tak:Zrobione około 2.800 krzyżyków, czyli 35 wysokości na 80 szerokości. Około, bo miałam tam jakieś „dziury” nad którymi nie bardzo chciało mi się myśleć….
Poniedziałek przeznaczyłam na SAL Tea Time (post będzie jutro, czyli w sobotę).
W poniedziałek też zadzwonił telefon z propozycją pracy dla mojego męża… O mało nie skakałam do sufitu 😉
We wtorek zaraz pojechaliśmy na spotkanie. Umowę wprawdzie podpisaliśmy (tzn mąż podpisał), ale musieliśmy czekać aż do dziś żeby się dowiedzieć co dalej.
Dziś mąż był już na spotkaniu w zakładzie i od poniedziałku startuje.
Nie macie pojęcia jak się cieszę. Oznacza to wprawdzie, że teraz ja będę wozić naszą Olivię do szkoły/ze szkoły, ja będę zajmować się domem i gotować obiadki. Ale też to, że ja w końcu będę też miała czas na haftowanki!!
Jak są dobre nowiny to od razu praca lepiej idzie, co widać na poniższym zdjęciu:Przez te kilka dno przybyło około 800 krzyżyków, z czego jestem bardzo zadowolona. Oczywiście wożę Olivię do i ze szkoły, sprzątam (w granicach rozsądku), gotuję i robię zakupy. Oprócz tego nic, tylko siedzę i „dłubię” 😀
Wybaczcie, że zdjęcie zrobione na tamborku, ale szkoda mi czasu na jego zdejmowanie i ponowne zakładanie. Musiałam się z Wami podzielić nowinami (dobrymi i złymi), a w tej pozycji co mam to jeszcze coś przybędzieBardzo się cieszę że tu zaglądacie i czytacie wszystkie moje posty. Dziękuję Wam za wszystkie pozostawione pod ostatnim postem komentarze. Dziś nie będę na nie odpisywać personalnie, dziś podziękuję Wam wszystkim razem. I powiem, że macie moc spełniania życzeń 😀
Pozdrawiam i dziękuję raz jeszcze
-
Żyję… (jeszcze)
Jak w tytule – jeszcze żyję, jeszcze pracuję, jeszcze haftuję. Tych „jeszcze” pewnie jest więcej, ale nie mam siły ich wymieniać. Powoli padam na pysk.
Ze zmęczenia i z bezsilności.
Generalnie pierwszy tydzień stycznia miałam urlop i powinnam wrócić do pracy wypoczęta, zregenerowana. Taaa, może i powinnam….
Niestety już po pierwszym tygodniu miałam serdecznie dość. Wychodziłam do pracy było jeszcze ciemno, cały dzień spędzałam w magazynie przy sztucznym oświetleniu, a gdy wracałam do domu było już ciemno…
Mój weekend mogłabym opisać tym oto obrazkiem zaczerpniętym gdzieś z netu:Na domiar złego niemal wszyscy się poprzeziębialiśmy.
Zaczęło się od Olivii i jej zapalenia gardła a skończyło się na mojej mamie, która zachorowała na grypę i w końcu trafiła do holenderskiego lekarza, a ten odesłał ją do szpitala.
Mama oczywiście po holendersku ni w ząb, więc ja i moja najstarsza córka służyłyśmy w charakterze kierowcy (ja) i tłumacza (ja i córka). Ja zostałam z mamą na oddziale na noc, a córka wróciła do domu ze swoim chłopakiem.
Tzn miała wrócić, ale niestety nie obyło się bez przygód. Ona i Jacky – jej chłopak wyszli od nas z sali koło godziny 18.00.
O godzinie 20.00 córka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że mieli wypadek, że 100 metrów od bramy szpitala Jacky wpakował się samochodem pod Tira…
Dobrze, że wtedy siedziałam, bo nie wiem kto by mnie pozbierał ze szpitalnej podłogi…
Przyjechało pogotowie i udzielili im pierwszej pomocy, policja spisała zeznania, a straż pożarna rozcinała blachę by wydostać auto spod tira
Na szczęście im nic się nie stało, ale samochód do kasacji…Auto to tylko auto, dobrze, że im nic się nie stało. Jacky w zasadzie nie ma żadnych zadrapań, ale mojej córce nie otworzyła się poduszka powietrzna i jest cała poobijana. A wygląda tak:
Zdjęcie zrobione dzień później… Jak wypisywałyśmy moją mamę ze szpitala to pielęgniarki pytały która z nich bardziej potrzebuje pomocy…
Mama powoli wraca do zdrowia – na szczęście już w domu – ja wróciłam do pracy.Hafciarsko coś się tam dłubie, ale wciąż brakuje czasu…
Do szpitala wzięłam sobie książkę i tablet, ale miałam tyle wrażeń, że nie miałam weny ani na czytanie ani na gry…Mój Victorian Garden ma wiele kolorów, a ja mam wrazenie że ciagle haftuję różne odcienie szarości…
No, ok Czerwony i zielony też widać, ale zdecydowanie za mało jak na ten etap…
Stan na wczoraj:Dziś nie miałam siły na krzyżyki….
Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze.
Anek73 – też uważam ze to dobrze, przynajmniej nikt nie będzie nikogo ścigał za piractwo
Magdusia – ja w zasadzie też wolę jak dziecko jest w szkole, ale jak się jest pracującą mamą to trochę inaczej organizuje się czas 😉
Agnieszka Wardzińska – może i ciut mniej, ale też i relatywnie krzyżyków do postawienia było mniej 😉
Ewelina L – ja też nie wiem czy dam radę, ale schemat jest mój więc zawsze mogę porzucić SAL i haftować w swoim własnym tempie
Tami – kiedyś musi być ten pierwszy raz 😉Pozdrawiam serdecznie. W wolnej chwili pozaglądam na Wasze blogi 🙂
Pozdrawiam serdecznie






























