Hoge Veluwe i The Streamers

W październiku holenderskie dzieci mają tydzień wolnego.  Kiedyś były to wakacje na tzw. wykopki, teraz mówi się na to „herfstvakantie” czyli jesienne wakacje.

Większość Holendrów mających szkolne dzieci wyjeżdża gdzieś na caly tydzień, inni tylko na weekend. My nie bardzo mogliśmy na cały tydzień, bo oboje z mężem nie mieliśmy już tyle urlopu, ale coś tam w planach jednak mieliśmy.

Na początek miałam zaplanowany weekend w Den Haag. Nasza najmłodsza córka wypominała nam wyjazd do Zoutelande, trzeba było więc jakoś jej to wynagrodzić. Druga okazja wyjazdu nad morze była bardziej prozaiczna – wybory do parlamentu.

Jako Polacy mieszkający za granicą mamy prawo do głosowania w wyborach, ale żeby móc zagłosować trzeba stawić się w polskiej ambasadzie w Hadze. Jako że frekwencja w tych wyborach zapowiadała się kosmiczna obawiałam się kilkugodzinnego stania. Wymyśliłam więc, że wybierzemy się do Den Haag w piątek wieczorem, w sobotę skoczymy sobie na plażę w Scheveningen, a w niedzielę rano przed śniadaniem zawitamy do jednego z oddziałów ambasady w którym wcześniej się zarejestrowaliśmy.

I niemal wszystko miałam dopięte na ostatni guzik, ale nie przewidziałam że się pochorujemy. Niby to „tylko” przeziębienie, ale wszyscy kichaliśmy, kaszleliśmy i smarkaliśmy na akord. Postanowiłam więc rezerwację odwołać, bo z przeziębieniem lub krótko po nim nie miałam zamiaru paradować w październiku po wietrznej i może deszczowej plaży.

Na wybory postanowiliśmy jednak jechać…

Zerwałam całą rodzinę o 7.00 rano z łózka, zapakowałam wszystkich do auta, syna posadziłam za kierownicą i kazałam się wieźć do ambasady ;).

O 8.50 rano pod każdym oddziałem polskiej ambasady był już tłum ludzi… O dziwo nikt nie narzekał ze musi stać godzinami. My odstaliśmy prawie 1,5h zanim przyszła nasza kolej i mogliśmy oddać głos i wrócić do oddalonego raptem o 50 km domu. Każdy z naszej czwórki był juz głodny i chcieliśmy jak najszybciej wrócić do domu i zjeść w końcu śniadanie. Niestety daleko nie ujechaliśmy, bo już na wyjeździe z Hagi zapaliła się kontrolka przegrzanego silnika…

Dosłownie dotoczyliśmy sie do najbliższej stacji benzynowej w celu sprawdzenia płynu chłodniczego. Dopełniliśmy zbiornik płynem który niestety natychmiast zaczął wyciekać spod auta… Trzeba było wezwać pomoc drogową:

1.

Śniadanie jedliśmy na stacji benzynowej – bułka z serem i wędliną plus kawa z automatu… Coś trzeba było zjeść, bo zapowiadało się dłuższe czekanie.

Pomoc drogowa wprawdzie dotarła w pół godziny od zgłoszenia, ale mechanik musiał sprawdzić co sie dzieje z samochodem. W końcu stwierdził, ze togo się nie da zrobić na miejscu i odholował nas do swojej centrali w Den Haag, gdzie musieliśmy czekać na dalszą diagnozę. Niektórym się nie nudziło 😉 :

2.

Koniec końców dostaliśmy samochód zastępczy na kilka dni a nasz samochód został odholowany do zaprzyjaźnionego warsztatu. Po weekendzie okazało sie jednak, ze nasze autko musi poczekać na naprawę około 2 tygodni bo oni zmieniają swoją lokalizację…

Ja jednak potrzebowałam auto, bo po anulowaniu weekendu w Den Haag zmówiłam pobyt w okolicach Arnhem na weekend następny…

I tutaj też wybór miejsca nie był przypadkowy, bo w loterii wygrałam dwie wejściówki na niedzielę 22 października na koncert holenderskich artystów w Arnhem właśnie. Musiałam więc przedłużyć wynajem auta zastępczego na kolejne dni.

Weekend spędziliśmy w okolicach Narodowego Parku Hoge Veluwe, w ośrodku domków wakacyjnych Euro Parc.

Przyjechaliśmy w piątek wieczorem. Domek mieliśmy malutki, ale przytulny i na 3-4 osoby plus piesek wprost idealny.

W sobotę rano lało i przekonani byliśmy ze niestety spędzimy ten dzień w domku, przed telewizorem. Jednak szybko się rozpogodziło i postanowiliśmy nie siedzieć w domu a korzystać ze świeżego powietrza.

A że do Parku mieliśmy dosłownie rzut beretem udaliśmy się właśnie w tamtą stronę.

Za wstęp do parku trzeba wprawdzie zapłacić, ale za to można skorzystać z darmowych rowerów. Zwiedzanie parku na piechotę niezbyt mi sie podobało bo to jednak dość spory teren jest, na rowerze bardzo sie męczę i obawiałam się ze daleko nie dojadę…

Dałam się jednak mężowi i córce skusić na ten rower:

3.

Widoki mieliśmy super, pogode również. Kilka razy wprawdzie zachmurzyło sie tak, ze myslalam ze zmoczy nas do suchej nitki, ale jakoś nie spadła ani kropelka:

4.5.

A na trasie można było znaleźć takie niespodzianki:

6.

Wprawdzie my nie spotkaliśmy żadnego zwierzęcia oprócz zaskrońca którego niestety nie udało nam się sfotografować, to w parku tym zdarza się zobaczyć wolno żyjące dzikie zwierzęta.

Co do wycieczki rowami to bylam zaskoczona. Rower jak rower, ale ja osobiście mam bardzo słabą kondycję i nie jeżdżę rowerem na co dzień. Raz czy dwa jechałam z córką do szkoły, gdy ta musiała mieć w szkole rower i zawsze było mi ciężko. W poprzedniej pracy raz próbowałam jechać rowerem i słabo to wyszło – trasa, którą inni pokonują w 20 minut mnie zajęła prawie godzinę i co chwila musiałam schodzić z roweru i odpoczywać. Porażka jednym słowem. Dlatego bardzo sceptycznie podchodziłam do tej wyprawy.

Ale o dziwo – szło mi bardzo dobrze. Jechaliśmy asfaltową drogą rowerową wzdłuż wrzosowisk i pośród lasu, po pagórkach i w poprzek piaszczystego terenu. Zrobiliśmy trasę o długości ponad 20km i znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Nie powiem, że dałam radę jechać przez całą trasę, bo bym skłamała. Ostatnie kilometry były ciężkie i mogę powiedzieć ze w sumie to 6 km szłam pieszo prowadząc rower.

Ale i tak jestem z siebie dumna. I następnego dnia nie miałam zakwasów, co też graniczy z cudem

A tak wygląda parking rowerowy przy wejściu do parku:

7.

W niedzielę po śniadaniu wymeldowaliśmy się z domku i pojechaliśmy do naszej najstarszej córki mieszkającej w Arnhem. Mieliśmy zostawić tam młodszą córkę, psa i samochód.

Starsza córka zawiozła nas swoim samochodem do GelreDome na koncert The Streamers

The Streamers to nie jest zespół sam w sobie, to grupa holenderskich wykonawców znanych z lokalnego radia i telewizji. Podczas pandemii i ogólnego lockdownu gdy nie można było koncertować na żywo zaczęli streamować swoją muzykę online z Pałacu Królewskiego czy z Efteling. Stąd właśnie wzięła się nazwa The Streamers. Ich transmisje online oglądało prawie 2 miliony ludzi… Od marca 2022 roku grupa koncertuje na żywo sprzedając za każdym razem tysiące biletów.

Ja swoje wejściówki wygrałam na loterii i byłam bardzo szczęśliwa mogąc tam być. Szkoda tylko ze siedzieliśmy dość daleko od sceny, ale tak to jest jak sie człowiek zastanawia czy iść czy nie iść 😉

8.

No ale w końcu to co najważniejsze bylo widać dobrze. Na zdjęciu widać scenę a na srodku parkietu (albo jak kto woli boiska, bo GelreDome to w końcu stadion piłkarski) dwóch DJ z radia Q-music zabawiających publikę przed koncertem.

A tu przed autokarem, którym podróżują gwiazdy:

9.

Niestety samych artystów nie udało mi się spotkać żeby zrobić sobie focię 😉

Kochani, jeśli dotrwaliście do tego miejsca to bardzo się cieszę, ze mogłam się z wami podzielić moimi przeżyciami.

Dodam jeszcze ze w samochodzie zepsuła się dosłownie pierdółka – wąż ze zbiornika cieczy chłodzącej – to tak w skrócie. Niestety kosztowało nas to nieco nerwów i masę pieniędzy, bo nie dość ze trzeba było zapłacić za naprawę to jeszcze za wynajęty samochód. No ale życie jest pełne niespodzianek…

Dodaj komentarz