Lepiej późno niż wcale

Nie wiem czy pamiętacie, ale lata świetlne temu, w 2014 roku organizowałam SAL Cytrusowo-Warzywny:

SAL został ukończony w roku 2015 i kanwy w stanie jak na powyższym zdjęciu powędrowały do szafy. Po jakimś czasie pojechały w podróż do Polski. Zabrała je moja mama w celu oprawy, ale jakoś się tam tej oprawy nie doczekały i po jakimś czasie wróciły ze mną do Niderlandów, do „swojej” szafy. Czekały grzecznie na remont kuchni…

Kuchnia została wyremontowana w zeszłym roku – przybyły nowe szafki, nowa tapeta, nowe panele podłogowe. I choć wprawdzie brakuje jeszcze kilku drobiazgów to naszła mnie ochota na oprawienie moich haftów. Odleżały już swoje, ale podobno lepiej późno niż wcale…

I tak na pierwszy ogień poszły właśnie Cytruski i Warzywka. W końcu je wyprałam, wyprasowałam i oprawiłam:

Piekne, prawda?
I zaczęły się schody, bo mój mąż stwierdził, że one pasują tylko do kuchni, a w naszej kuchni nie ma na nie miejsca…
I powiem Wam, że nie przesadził z tym stwierdzeniem, bo nie dość ze kuchnię mam mało, to jeszcze niemal nie mam miejsca żeby cokolwiek w niej powiesić….
W końcu wymyśliliśmy dla nich jedynie słuszne miejsce w kuchni:

Miejsce niestety nie jest idealne, ale lepiej takie niż żadne…

Czemu tam? Ano temu, że ja naprawdę w kuchni nie mam gdzie powiesić czegokolwiek, żeby to naprawdę ładnie i z sensem wyglądało.
Moje ściany wyglądają tak jak na zdjęciach poniżej:

Z jednej strony okap nad piecem…

Z drugiej komin wentylacyjny i mnóstwo nie wymiarowych kątów…

Okej, jest jeszcze spory kawałek ściany nad jednym z okien, ale ten kawałek przeznaczony jest na inne dwa hafciki o tematyce kuchennej.
Nie mam zrobionego zdjęcia, ale nad oknem mam tyle miejsca, aby zmieściły mi się tam hafty:
 – „Tea Time”:

– „Cookie Time”:

Niestety problem w chwili obecnej jest taki, że o ile Cookie Time jest w rozmiarze normalnym to Tea Time haftowałyśmy w wersji mini i nijak razem tam nie pasują w dwóch różnych rozmiarach.

Żeby było ładnie muszę wyhaftować Tea Time raz jeszcze, tym razem w wersji normalnej…
Musiałam zacząć od znalezienia wzoru. W tym celu weszłam na Pinterest, i wiecie co? Takie strony powinny być niedostępne po 23.00…
Nie tylko znalazłam ten wzór, ale też tysiące innych i w rezultacie poszłam spać po 1 w nocy….

Chciałam się jeszcze pochwalić, że udało mi się wykleić motyla do końca:

Teraz szybko trzeba znaleźć do niego odpowiednią ramkę…

Przyznam, że po przygodzie z diamond painting mam mieszane odczucia. Zabawa jest fajna, i owszem. Ale to jednak nie to samo co krzyżyki… Chociaż w sumie to jednak tak, jak haftowanie na podmalowanej kanwie. Nie ma tego „dreszczyku” emocji, gdy widzimy ze nasza biała (zazwyczaj) kanwa nabiera kolorów, a nijakie plamy kształtów.
Mam w szafce jeszcze jeden taki zestaw i pewnie jeszcze do niego wrócę i go wykleję bo na córkę raczej nie mam co liczyć. Ale z całą pewnością nie zamienię krzyżyków na diamenciki…
Dziękuję Wam kochane za wszelkie odwiedziny i za każdy komentarz. To dowodzi, że chce sie Wam jeszcze tu zaglądać i komentować.
Sylwia Murzynowska – dwa pierwsze zestawy (piesek i róża) to „oryginalne” diamenciki z numeracja identyczną do muliny DMC i one są właśnie kwadratowe. Natomiast motyl to zestaw z Action i on jest z diamencików okrągłych. 
Jasmin – myślę, że masz rację. Zestawy były dla niej zbyt monotonne, a ona woli raczej więcej ruchu

Meri = do niektórych zastawów można diamenciki dokupić. Ale to zależy od firmy.
Ela kochan – oj dokładnie, dokładnie 😉
Pozdrawiam serdecznie

3 uwagi do wpisu “Lepiej późno niż wcale

Dodaj komentarz