Żółty "ocean"

Ufff, w moich irysach dotarłam do drugiego „brzegu” niemal bezkresnej żółci. Od wczoraj widać jak duży jest ten haft, bo udało mi się zrobić część górnego brzegu obrazka i jestem z tego powodu ogromnie szczęśliwa.

Jak widać żółty „ocean” jeszcze się nie skończył, ale haft powędruje chwilowo do szafy bo mam dość pilne zamówienia na inne rzeczy.
Najpierw będę haftować metryczki i to aż dwie. Pierwsza będzie na poduszkę z dedykacją dla córki koleżanki z Polski a druga dla naszej znajomej Węgierki, która lada chwila będzie rodzić.
Misia na poduszkę już zaczęłam. Obszyłam kanwę i postawiłam pierwsze krzyżyki, ale… szczeniak pogryzł mi mulinę i nie wiem czy da się ją jeszcze uratować.
Później musze pomyśleć o prezentach na Boże Narodzenie. Obawiam się więc, że irysy „posiedzą” w szafie do stycznia….
A tu winowajca:

Szczerzy zęby, bo mu zabrałam „zabawkę”.

10 uwag do wpisu “Żółty "ocean"

  1. Tak, zdecydowanie osiągniecie drugiego brzegu jest niesamowitym doświadczeniem w pracy hafciarskiej 🙂 i motywuje jak nic 🙂 obraz wielki, ale wart kolejnych godzin z igłą w ręku,. Będzie wspaniały. Pozdrawiam Ola

    Polubienie

Dodaj komentarz